Ciche, mistyczne Tatry, owe wieczne głusze
zimowych, śnieżnych pustyń, owe zapadliska
niedostępne wśród złomów, gdzie jeden się wciska
mrok i gdzie wicher końcem swych skrzydeł uderza
z głuchym jękiem, jak końskie na polu kopyto,
uderzające w zbroję martwego rycerza:
ty, pustko, w siebie wołasz błędną ludzką duszę...
30-lecie chodzenia, najczęściej intensywnego, po Tatrach uczciłem kontuzją kolana tuż pod Rysami (w drodze z Popradzkiego Plesa, z tamtej strony sporo śniegu, ciężko było podchodzić, nie miałem kijków, raków itp., zmęczenie pewnie spowodowało zdarzenie pod Rysami). Powinienem chyba uczcić te 30 lat telefonem po TOPR i śmigłowiec. Wstyd mi było, dlatego schodziłem jakie 5-6 godzin, marząc, żeby znaleźć się już w MoOku. Gdy dotarłem, nie byłem w stałe już łazić, nie było żadnego transportu, więc młody ratownik wezwał karet(k)ę.
W trzecia rocznicę tegoż wydarzenia (w sumie już 33 lata!) znów byłem w Tatrach, które nigdy się nie nudzą, choć niekiedy bywało się w nich w sumie dwa miesiące w roku. W tym roku licznik pokazał prawie, prawie cztery tygodnie.
Ciche, mistyczne Tatry, owe wieczne głusze
zimowych, śnieżnych pustyń, owe zapadliska
niedostępne wśród złomów, gdzie jeden się wciska
mrok i gdzie wicher końcem swych skrzydeł uderza
z głuchym jękiem, jak końskie na polu kopyto,
uderzające w zbroję martwego rycerza:
ty, pustko, w siebie wołasz błędną ludzką duszę...
Ty, pustko nieskalana, kędy myśl człowieka
w dumną, zimną samotność wolno się odwleka,
jak lew ranny w pieczarę zapadłą i skrytą;
ty, pustko nieskalana, gdzie się dusza rzuca
zmęczona i ponura, by z krwi ochłodzić płuca,
oczy myć z kurzu, ręce ogartywać z błota...
O Tatry! Jakże drogą jest wasza martwota!
ten chram, kędy ofiarę niezmiernemu Bogu
odprawia wiatr u skały lodowej ołtarza,
a tej mszy słucha turni zwieszonych milczący
tłum i białego lasu przepastna ciemnota
i kędyś uczepiony na szczytowym rogu
blask wschodzącego słońca, co lody rozżarza,
na kształt lampy ofiarnej, u stropu wiszącej...
A kiedy się gwiazdami zaświecą przestrzenie
wiekuistego nieba i nieprzeniknione
zejdzie na ziemię nocy zimowej milczenie:
wówczas mi się wydaje, że już lat tysiące
ubiegły, że już życie dawno pogrzebione
i że jest to dusz ludzkich, dawno nie pamiętnych
dusz do szału zuchwałych, do szaleństwa smętnych,
uroczysko grobowe, senne i milczące
Kazimierz Przerwa-Tetmajer,
*** (Ciche, mistyczne Tatry)
wdd@onet.eu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz