poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Syn Lwa

Pierwszy przewodniczący rzeszowskiej Solidarności, potem działacz Solidarności Walczącej, a w III RP wieloletni radny miejski. Zmarły w poprzednim tygodniu Antoni Kopaczewski lubił chodzić swoimi ścieżkami.


Przełomowa w biografii Antoniego Kopaczewskiego była jesień 1980 r. Najpierw były strajki w czasie których został szefem Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Rzeszowie, potem tworzący się właśnie regionalny MKZ, którego został przewodniczącym.



W lipcu 1980 r. Antoni Kopaczewski wrócił do Rzeszowa z Lublina, gdzie trwał strajk. - To był powiew wolności. Ludzie wreszcie przestali się bać. Wiedziałem, że to samo musimy zrobić w WSK – wspominał po latach w wywiadzie. W strajku wzięło udział 14 tys. osób, wysunęliśmy 70 postulatów - przede wszystkim ekonomicznych, sprawy polityczne zeszły wówczas na dalszy plan.
– Przeszłość była dla niego ważna, ale nie rozpamiętywał jej. Liczyło się to, co teraz i co w przyszłości. Taki był do końca, chociaż w ostatnich latach bardzo chorował i śmierci mógł spodziewać się każdego dnia – mówi jeden z jego przyjaciół.


Lew od „Zapory”

Wojciech Buczak, obecny przewodniczący rzeszowskiej Solidarności, poznał Kopaczewskiego w WSK. Pracowali na różnych wydziałach (Buczak został przyjęty do pracy… 1 sierpnia), ale trudno było nie znać związkowego lidera, którym Antoni Kopaczewski szybko się stał. Potem okazało się, że mieli podobne, akowskie korzenie rodzinne.
– Ojciec Antka był w AK i WiN, ja też pochodzę z rodziny akowskiej. To nas na pewno zbliżyło do siebie – mówi Wojciech Buczak. – W WSK wyróżniał się jednoznacznymi, patriotycznymi, wolnościowymi poglądami, także z powodów rodzinnych. I szybko został wybrany na szefa regionu, gdzie tradycje wolnościowe zawsze były obecne.
 
Ojciec Antoniego Kopaczewskiego, też Antoni, ps. Lew, żołnierz kampanii wrześniowej, a następnie ZWZ-AK na Lubelszczyźnie, po wkroczeniu Sowietów nie złożył broni. Po aresztowaniu szefa lokalnej placówki AK, ppor. „Lew" odbudował struktury konspiracyjne i wstąpił do Zrzeszenia WiN, podporządkowując się rozkazom mjr. Hieronima Dekutowskiego, Zapory, dowódcy zgrupowania WiN na Lubelszczyźnie. „Lew” zginął we wrześniu 1946 r. po kilkugodzinnej walce w obławie UB i MO.
– Często opowiadał o ojcu, wracał do tej postaci, choć pamiętał go głównie z opowieści matki. W chwili śmierci ojca miał dopiero kilka lat – mówi jego wieloletni przyjaciel i współpracownik Janusz Szkutnik.

Wieś dołącza do Polski

Janusz Szkutnik, wcześniej działacz Komitetu Samoobrony Chłopskiej Ziemi Rzeszowskiej, poznał bliżej Kopaczewskiego w końcu 1980 r. gdy w Rzeszowie i Ustrzykach wybuchł strajk chłopski. Szkutnik był jednym z jego liderów, a Kopaczewski sygnatariuszem ze strony Solidarności tzw. Porozumień Rzeszowsko-Ustrzyckich, zawartego w lutym 1981 r., po 50 dniach protestu.
Wspomagał strajki rolników, tłumacząc, że „Solidarność” pracownicza już okrzepła i może pomagać innym. – Obawialiśmy się, że strajk zostanie stłumiony siłą, dlatego ściągnąłem komisję krajową. Potem przyjechały delegacje rządowe. To umieściło Rzeszów na scenie zrywu solidarnościowego – mówił po latach. Jego zdaniem, wieś właśnie wtedy dołączyła do Polski, włączyła się w nurt budowy Polski niekomunistycznej.

W czasie słynnego I zjazdu „S” w hali Olivi Kopaczewski kierował Krajową Komisją Wyborczą. Wtedy poznał go Kornel Morawiecki, później założyciel i lider Solidarności Walczącej.
– Mówiono o nim, że jest – tak, jak Kosmowski, czy Rozpłochowski – pistoletem. Ale bliżej poznaliśmy się w 1983 r., gdy zgłosił akces do SW. Zwykle obawialiśmy się osób, które się zgłaszają. Baliśmy dekonspiracji itp. ale w tym wypadku zrobiliśmy wyjątek – wspomina Morawiecki.

Gipsowy Lenin

W relacji z ostatniego przed stanem wojennym posiedzenia „Krajówki” w Sali BHP w Stoczni Gdańskiej, jej autor notuje: „Drugi dzień posiedzenia. Po prawej stronie stołu prezydialnego gipsowy Lenin. Po lewej - krzyż i pianino. Lech Wałęsa przez większość czasu jakby nieobecny. Milczący i zamyślony. Ożywia się tylko po najradykalniejszych wystąpieniach”.
Np. wtedy, Gdy Patrycjusz Kosmowski mówi, że władza leży na ulicy. Albo, gdy Antoni Kopaczewski uzupełnia: Trzeba brać tę władzę albo pojedziemy na Syberię. Parę godzin później Kosmowski zaczął się ukrywać, a Kopaczewski został internowany.

- Zwinęli go gdy wracał z „Krajówki”, mnie z domu, ale obaj trafiliśmy do internatu w Załężu. Antek wyszedł w sierpniu 1982 r. schorowany, ale potem nawet sobie nieźle radził – mówi Janusz Szkutnik. O udziale w radykalniejszym nurcie Solidarności Kopaczewski rozmyślali razem jeszcze w czasie internowania. – W 1983 r. razem stworzyliśmy oddział SW w Rzeszowie. Antek został jego szefem.
Znajomi Kopaczewskiego są zgodni: od tego czasu zaczął identyfikować się bardziej z SW, a nie z „S” – jak sam mówił – wałęsowska, ustępliwa. Solidarność była w tle.
- Był bardzo niezależny i bardzo sobie to cenił. Prowadziliśmy często twarde męskie rozmowy. Szanowałem go, ale nie był łatwym człowiekiem – mówi Kornel Morawiecki. – Miał swoja idee fixe, była nią wolność. Polska musi być naprawdę wolna, mawiał. To, jego zdaniem, powinno być głównym postulatem człowieka. Wolność stała się dla niego ważniejsza niż solidarność. Sam też chciał się czuć wolny, nieograniczany. I taki się czuł.

Na uboczu


Janusz Szkutnik przyznaje: w latach 90. Kopaczewski, jak wielu ludzi z SW, pozostał na uboczu życia publicznego, nie akceptował tego co się działo przy okrągłym stole. Wydawał się zbyt radykalny, ale jednak potrzebowali go, bo miał znane nazwisko, był człowiekiem-instytucją, twardym, zaprawionym w bojach. W 1990 r. został miejskim radnym. I był nim przez wiele kadencji (z różnych list, ostatnio, w 2006 i 2010 z PiS), aż do śmierci.
- Był indywidualistą, miał swoje zasady, czasem upierał się – mówi Szkutnik. – Ale rozmawiał nawet z ludźmi wrogimi. Jeśli się upierał, to w kwestiach najważniejszych, związanych z państwem i człowiekiem. Wielu nie mogło się z tym pogodzić. Bo jak można pogodzić się z kimś, kto mówi, że nie można dopuścić, żeby choć jeden człowiek w Polsce był głodny?!

Po roku 1989 r. Kopaczewski nie angażował się w działalność w Solidarności, bardziej w SW, Partię Wolności Morawieckiego, miał związki z Solidarnością ‘80, potem z „Ojcowizną”, przyznaje Wojciech Buczak.
- Nie można powiedzieć, ze współcześnie był aktywnym działaczem „S”, ale relacje między nami były bliskie, nawet przyjacielskie – mówi Buczak. – Uczestniczył w zjazdach regionalnych, spotkaniach, zabierał głos, był dobrze odbierany. Zawsze bardzo go szanowaliśmy jako pierwszego przewodniczącego, mimo różnych zdań, spięć, bo i takie bywały. Nie poróżniło to nas tak, żebyśmy traktowali się jak ludzie z różnych środowisk.

Sprawy fundamentalne

– Spieraliśmy się często o sprawy nawet fundamentalne, ale zawsze był to spór przyjacielski. Bywał u nas, zapraszaliśmy się na spotkania itp. – przyznaje Andrzej Filipczyk, wiceprzewodniczący rzeszowskiej „S”, niegdyś działacz SW. – Różniliśmy się na początku lat 90 ocena bieżących wydarzeń. Mówił nawet wtedy o związku „druga Solidarność, ale potem przestał. Gościł na naszych zjazdach, akceptował nasze działania.
Podobały mu się działania „S”, szczególnie w ostatnich latach, mówił nawet, że każdy popełnia błędy, każdy ma prawo do błędu. Martwił się jednym, ze coraz rozlewa się bierność wszystkich wobec najważniejszych spraw.

– To było jego zmartwienie. Na zjazdach, na spotkaniach mówił: w was też widzę mniej tego zapału. To był facet, któremu mnóstwo rzeczy nie było obojętnych i to nas prawdziwie łączyło – ocenia Andrzej Filipczyk. Wielu zapamiętało słowa Kopaczewskiego z jednego z wywiadów: „Zawsze mówiłem, że wolność jest jak chleb. I ostrzegałem ludzi: przyjdzie czas, że będziecie mieć ten chleb, a nie będziecie umieć go jeść”.

Nie o taką

Jest luty tego roku, trwają obchody rocznicy podpisania Porozumień Rzeszowsko-Ustrzyckich na rzeszowskim Rynku przed pomnikiem Tadeusza Kościuszki przemawia Kopaczewski. – 33 lata temu stałem pod tym pomnikiem i mówiłem, że przyjdą lepsze czasy, przyjdzie wolna i niepodległa Polska. Dzisiaj z przykrością stwierdzam, że nie o taką Polskę walczyłem – mówi.
– Wiele rozmów z Antkiem odbyłem, były dla mnie ważne. W wielu sprawach się różniliśmy, ale nie różniliśmy się w tym, że rzeczą najważniejszą jest wolna Polska i jej dobro, a Antek szczególnie to akcentował – mówi Wojciech Buczak. – I dlatego angażował się w tworzenie Solidarności jako ruchu wolnościowego. Zawsze uważał, że „S” powinna być czymś więcej niż klasyczny związek zawodowy. Bardziej ruchem społecznym. I tu też nie różniliśmy się.

- SB bardzo Antka w stanie wojennym pilnowała, wprowadziła kilku agentów do jego otoczenia – wspomina Filipczyk. – Jeden z nich, na łożu śmierci, a umierał ciężko, poprosił Antka do siebie, przeprosił go, prosił o wybaczenie i… takie oczywiście uzyskał. Taki Antek był.
Antoni Kopaczewski zmarł 2 sierpnia w wieku 73 lat. Został pochowany w Alei Zasłużonych na rzeszowskim cmentarzu Wilkowyja.

Wojciech Dudkiewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz