Nowy rząd nic nowego nie zaprezentuje, bo nie może. PO pokazała już przez siedem lat, jakie ma pomysły na Polskę i jeszcze przez rok nam pokaże – mówi poseł Jacek Sasin, kandydat PiS na prezydenta Warszawy w rozmowie z Wojciechem Dudkiewiczem
Nowy rząd oznacza nowe otwarcie?
Nie sądzę. To rząd tej samej koalicji, nic nie słychać o żadnych nowych pomysłach. Ma działać tylko rok - i to rok wyborczy, gdy Polacy trzy razy pójdą do urn – a to za mało, żeby jakieś sensowne pomysły weszły w życie. Żeby to był rząd nowego otwarcia, musiałyby go tworzyć osoby nowe, z nowymi pomysłami. Nawet giełda nazwisk ministrów przed ich podaniem przez Ewę Kopacz pokazywała, że to rząd, który ma godzić różne walczące ze sobą frakcje w Platformie, okraszone do tego osobami skompromitowanymi. Nawet politycy PO mówią na korytarzach sejmowych, że konstruktorem nowego rządu jest Donald Tusk, to on zostawił w spadku, ewentualnie podrzucił jej niektóre osoby. Ten rząd nic nowego nie zaprezentuje, bo nie może. PO pokazała już przez siedem lat, jakie ma pomysły na Polskę i jeszcze - przez rok - nam pokaże…
Lepszym pomysłem byłyby wcześniejsze wybory?
Przydałyby się. Polski nie stać na to, żeby kolejny rok trwać w marazmie. Rząd powinien jak najszybciej odejść i powinna nastąpić zmiana polityczna w Polsce. Pomysłem tej ekipy na rządzenie jest jednak trwanie aż do przyszłorocznych wyborów. Na zasadzie: jeszcze miesiąc, jeszcze tydzień, jeszcze choćby jeden dzień.
W interesie opozycji jest chyba to, żeby rządzący zgrali się do końca?
Patrząc na to tylko interesem politycznym, to na pewno tak, bo nawet komentatorzy dalecy opozycji twierdzą, że nowa pani premier jest wymarzona dla PiS, że Donald Tusk wyjeżdżając do Brukseli, nie mógł dać nam lepszego prezentu. Z punktu widzenia politycznej gry powinniśmy poczekać, zobaczyć, co ten rząd sobą pokaże. Ale nic nie pokaże, jesteśmy o tym przekonani. Nasze poparcie będzie rosło proporcjonalnie do kompromitowania się tego rządu.
Czyli poczekacie?
Nie w tym rzecz. Najbliższa przyszłość jest niepewna. wielu ekonomistów twierdzi, że stoimy w obliczu kolejnej fazy kryzysu, którego ponoć w ogóle w Polsce nie było, a jeśli był, to już się skończył. Mamy niższy, niż zakładany wzrost gospodarczy, deflację, a to oznaki nadchodzącej kolejnej fali kryzysu. Mamy rosnące, nierozwiązane problemy społeczne, dramat w służbie zdrowia, do której dostęp przeciętnego Polaka jest iluzoryczny. Mamy wreszcie niezwykle skomplikowaną sytuację międzynarodową, poważne zagrożenia nie tylko energetyczne, groźbę odcięcia gazu z Rosji, ale nawet bezpośrednie zagrożenie militarne. W tej sytuacji Polska dostaje rząd, który nie ma pomysłu, jak te problemy rozwiązać. Uważam, że Polski nie stać, na taki rząd, który sobie nie radzi. Ale na jego odejście się nie zanosi, uzyska większość w parlamencie, choć nawet w samej PO pani Kopacz nie jest do końca akceptowana.
Zdecydował się na kandydowanie na prezydenta Warszawy, czyli na niepewne, choć za rok ma Pan niemal pewny mandat poselski. Wyniki sondaży nie dają Panu większych szans w starciu z Hanną Gonkiewicz-Waltz. Wydaje się być wygrywającym kandydatem. Mieszkańcy Warszawy zdają się akceptować jej działania. Tu za chwilę otworzy II linię metra, tu wydaje broszurkę „Zmieniamy Warszawę. 2.0”, dzieląc się osiągnięciami.
Dopiero zacząłem kampanię wyborczą i dopiero zacząłem mówić o swoich pomysłach na Warszawę. Jeszcze przed rozpoczęciem kampanii, w jednym z sondaży, pani Gronkiewicz-Waltz dostała 51 procent poparcia, a ja 23 proc. Jak na kandydata, który dopiero został zgłoszony, wynik jest zachęcający. Gronkiewicz-Waltz w tej kampanii będzie tracić. To zachęca, żeby w drugiej turze zetrzeć się z panią prezydent. Pani Gronkiewicz-Waltz jest wiceprzewodniczącą PO, ważnym politykiem tej partii. W Warszawie, jak w soczewce odbija się to, co dzieje się w kraju, w wielkiej polityce. Mamy w Warszawie, Łodzi, czy Gdańsku inwestycje, bo mamy pieniądze z UE. Gdybyśmy ich nie mieli, nic by się nie działo. Używając tych pieniędzy pani Gronkiewicz-Waltz buduje metro. Najdroższe metro w Europie, co łatwo udowodnić - tak jak budujemy jedne z najdroższych w Europie autostrad - i bardzo opóźnione. Nie ma natomiast pomysłu na to, jak Warszawa powinna się rozwijać w następnych latach. Mówimy o II linii metra, a nie o III, IV, czy innych inwestycjach, które są naturalne w dużym, europejskim mieście.
Zarzuca pan PO i Hannie Gronkiewicz-Waltz myślenie w kategoriach najbliższej kadencji?
Zdecydowanie. Jeszcze przez następna kadencję pieniędzmi z UE się wyżywimy, jeszcze coś zbudujemy, a co potem? A potem choćby Potop, kto by się tam martwił. Będąc wyborcą w Warszawie, oczekuję, że kandydat na prezydenta Warszawy, przedstawi perspektywę rozwoju miasta w długim okresie. Pokaże, skąd brać pieniądze, jakie stworzyć mechanizmy finansowania, żeby za kilka lat, kiedy skończą się fundusze z UE, mieć środki na dalszy rozwój miasta, żeby za jakiś czas zaczęło spełniać standardy, które w XXI w. nie są fanaberią. W Bukareszcie są cztery linie metra i trwają prace nad dwoma kolejnymi. Fragment II linii w Warszawie, budowany od wielu lat, to żadne halo, lecz standard. To tak jakby prezydent miasta chwalił się, ze wybudował kanalizacje, albo wodociąg. Ale oczekiwałbym także pokazania perspektywy rozwoju nie tylko w zakresie infrastruktury, ale również kultury. Jakie są pomysły, żeby Warszawę uczynić stolicą kultury, myśli technologicznej, nauki, wszystkiego tego, co kształtuje wielka metropolię, tego, co decyduje, ze miasto jest ważne, że ludzie chcą przyjeżdżać, bo maja po co? Tego w prezydenturze Hanny Gronkiewicz-Waltz brakuje. A to trzeba pokazać. I my to w kampanii pokażemy. Jeśli będzie tylko wybór merytoryczny, a nie kierowanie się tylko tym, że tę partię lubię, a tej nie lubię, zapewniam: pani Gronkiewicz-Waltz będzie łatwa do pokonania.
Rzecznik PiS powiedział, że odpuścicie walkę o największe miasta, w których rządzą niezależni prezydenci cieszący się dużym poparciem, i skupicie się na wyborach do sejmików wojewódzkich.
Przekaz, który poszedł, był nieszczęśliwy. Sejmiki są niesamowicie ważne, bo będą decydowały o podziale pieniędzy unijnych, nie możemy dopuścić do sytuacji, jak dotychczas, że środki będą dzielone pod partyjnych kolegów, co działo się np. na Mazowszu. Mówiąc o dużych miastach, myślał o tych, gdzie rządzą prezydenci niepolityczni, jak Wrocław, czy Poznań. Trudno z nimi dziś rywalizować. Ale zaznaczamy, że będziemy chcieli odbić te samorządy, które są rządzone przez PO. Uważamy, że dzieją się w nich patologie podobne do tych na szczeblu rządowym i jeszcze zwielokrotnione. Warszawa, gdzie rządzi pani Gronkiewicz, czołowy polityk PO, zastępca Donalda Tuska, to najlepszy tego przykład, ale dotyczy to np. także Łodzi, czy Gdańska, gdzie politycy PO sprawują nieudolnie władzę.
Rozmawiał Wojciech Dudkiewicz
Lepszym pomysłem byłyby wcześniejsze wybory?
Przydałyby się. Polski nie stać na to, żeby kolejny rok trwać w marazmie. Rząd powinien jak najszybciej odejść i powinna nastąpić zmiana polityczna w Polsce. Pomysłem tej ekipy na rządzenie jest jednak trwanie aż do przyszłorocznych wyborów. Na zasadzie: jeszcze miesiąc, jeszcze tydzień, jeszcze choćby jeden dzień.
W interesie opozycji jest chyba to, żeby rządzący zgrali się do końca?
Fot. Marcin Żegliński |
Czyli poczekacie?
Nie w tym rzecz. Najbliższa przyszłość jest niepewna. wielu ekonomistów twierdzi, że stoimy w obliczu kolejnej fazy kryzysu, którego ponoć w ogóle w Polsce nie było, a jeśli był, to już się skończył. Mamy niższy, niż zakładany wzrost gospodarczy, deflację, a to oznaki nadchodzącej kolejnej fali kryzysu. Mamy rosnące, nierozwiązane problemy społeczne, dramat w służbie zdrowia, do której dostęp przeciętnego Polaka jest iluzoryczny. Mamy wreszcie niezwykle skomplikowaną sytuację międzynarodową, poważne zagrożenia nie tylko energetyczne, groźbę odcięcia gazu z Rosji, ale nawet bezpośrednie zagrożenie militarne. W tej sytuacji Polska dostaje rząd, który nie ma pomysłu, jak te problemy rozwiązać. Uważam, że Polski nie stać, na taki rząd, który sobie nie radzi. Ale na jego odejście się nie zanosi, uzyska większość w parlamencie, choć nawet w samej PO pani Kopacz nie jest do końca akceptowana.
Zdecydował się na kandydowanie na prezydenta Warszawy, czyli na niepewne, choć za rok ma Pan niemal pewny mandat poselski. Wyniki sondaży nie dają Panu większych szans w starciu z Hanną Gonkiewicz-Waltz. Wydaje się być wygrywającym kandydatem. Mieszkańcy Warszawy zdają się akceptować jej działania. Tu za chwilę otworzy II linię metra, tu wydaje broszurkę „Zmieniamy Warszawę. 2.0”, dzieląc się osiągnięciami.
Dopiero zacząłem kampanię wyborczą i dopiero zacząłem mówić o swoich pomysłach na Warszawę. Jeszcze przed rozpoczęciem kampanii, w jednym z sondaży, pani Gronkiewicz-Waltz dostała 51 procent poparcia, a ja 23 proc. Jak na kandydata, który dopiero został zgłoszony, wynik jest zachęcający. Gronkiewicz-Waltz w tej kampanii będzie tracić. To zachęca, żeby w drugiej turze zetrzeć się z panią prezydent. Pani Gronkiewicz-Waltz jest wiceprzewodniczącą PO, ważnym politykiem tej partii. W Warszawie, jak w soczewce odbija się to, co dzieje się w kraju, w wielkiej polityce. Mamy w Warszawie, Łodzi, czy Gdańsku inwestycje, bo mamy pieniądze z UE. Gdybyśmy ich nie mieli, nic by się nie działo. Używając tych pieniędzy pani Gronkiewicz-Waltz buduje metro. Najdroższe metro w Europie, co łatwo udowodnić - tak jak budujemy jedne z najdroższych w Europie autostrad - i bardzo opóźnione. Nie ma natomiast pomysłu na to, jak Warszawa powinna się rozwijać w następnych latach. Mówimy o II linii metra, a nie o III, IV, czy innych inwestycjach, które są naturalne w dużym, europejskim mieście.
Zarzuca pan PO i Hannie Gronkiewicz-Waltz myślenie w kategoriach najbliższej kadencji?
Zdecydowanie. Jeszcze przez następna kadencję pieniędzmi z UE się wyżywimy, jeszcze coś zbudujemy, a co potem? A potem choćby Potop, kto by się tam martwił. Będąc wyborcą w Warszawie, oczekuję, że kandydat na prezydenta Warszawy, przedstawi perspektywę rozwoju miasta w długim okresie. Pokaże, skąd brać pieniądze, jakie stworzyć mechanizmy finansowania, żeby za kilka lat, kiedy skończą się fundusze z UE, mieć środki na dalszy rozwój miasta, żeby za jakiś czas zaczęło spełniać standardy, które w XXI w. nie są fanaberią. W Bukareszcie są cztery linie metra i trwają prace nad dwoma kolejnymi. Fragment II linii w Warszawie, budowany od wielu lat, to żadne halo, lecz standard. To tak jakby prezydent miasta chwalił się, ze wybudował kanalizacje, albo wodociąg. Ale oczekiwałbym także pokazania perspektywy rozwoju nie tylko w zakresie infrastruktury, ale również kultury. Jakie są pomysły, żeby Warszawę uczynić stolicą kultury, myśli technologicznej, nauki, wszystkiego tego, co kształtuje wielka metropolię, tego, co decyduje, ze miasto jest ważne, że ludzie chcą przyjeżdżać, bo maja po co? Tego w prezydenturze Hanny Gronkiewicz-Waltz brakuje. A to trzeba pokazać. I my to w kampanii pokażemy. Jeśli będzie tylko wybór merytoryczny, a nie kierowanie się tylko tym, że tę partię lubię, a tej nie lubię, zapewniam: pani Gronkiewicz-Waltz będzie łatwa do pokonania.
Rzecznik PiS powiedział, że odpuścicie walkę o największe miasta, w których rządzą niezależni prezydenci cieszący się dużym poparciem, i skupicie się na wyborach do sejmików wojewódzkich.
Przekaz, który poszedł, był nieszczęśliwy. Sejmiki są niesamowicie ważne, bo będą decydowały o podziale pieniędzy unijnych, nie możemy dopuścić do sytuacji, jak dotychczas, że środki będą dzielone pod partyjnych kolegów, co działo się np. na Mazowszu. Mówiąc o dużych miastach, myślał o tych, gdzie rządzą prezydenci niepolityczni, jak Wrocław, czy Poznań. Trudno z nimi dziś rywalizować. Ale zaznaczamy, że będziemy chcieli odbić te samorządy, które są rządzone przez PO. Uważamy, że dzieją się w nich patologie podobne do tych na szczeblu rządowym i jeszcze zwielokrotnione. Warszawa, gdzie rządzi pani Gronkiewicz, czołowy polityk PO, zastępca Donalda Tuska, to najlepszy tego przykład, ale dotyczy to np. także Łodzi, czy Gdańska, gdzie politycy PO sprawują nieudolnie władzę.
Rozmawiał Wojciech Dudkiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz