Tym bardziej, że lista eksponatów, które trzeba zgromadzić, jest spora. Czapka z Peru, cygaro Montecristo, sztabka Amber Gold, czy mini rozmówki polsko-angielskie, który z pewnością przydadzą się w pracy szefa Rady Europejskiej, to tylko część z nich.
Rządy Tuska trwały siedem lat i wystarczy – twierdzi nie tylko opozycja, ale nawet sam premier, skoro odchodzi do innej pracy. I jak wynika z badań, i opozycja i koalicja nie są sami: zmiany chciało coraz więcej Polaków. Kto pamięta czasy, gdy Tusk bił halowy rekord Europy, wygłaszając trwające trzy godziny i pięć minut expose. Przebił nawet Jerzego Buzka, który mówił 150 minut. – Nie na każdym filmie tyle bym wysiedział – żartował nawet Jacek Żakowski, zaprawiony w bojach o zwycięstwo PO.
Tamto expose trwało długo, Tusk wiele obiecał i nie spełnił, dlatego wykrywacz bajek i bujd, czyli wariograf, mógłby być ozdobą Muzeum Tuska. A co poza tym? Oto kilkanaście innych eksponatów, ułożyliśmy je w porządku alfabetycznym.
Rządy Tuska trwały siedem lat i wystarczy – twierdzi nie tylko opozycja, ale nawet sam premier, skoro odchodzi do innej pracy. I jak wynika z badań, i opozycja i koalicja nie są sami: zmiany chciało coraz więcej Polaków. Kto pamięta czasy, gdy Tusk bił halowy rekord Europy, wygłaszając trwające trzy godziny i pięć minut expose. Przebił nawet Jerzego Buzka, który mówił 150 minut. – Nie na każdym filmie tyle bym wysiedział – żartował nawet Jacek Żakowski, zaprawiony w bojach o zwycięstwo PO.
Tamto expose trwało długo, Tusk wiele obiecał i nie spełnił, dlatego wykrywacz bajek i bujd, czyli wariograf, mógłby być ozdobą Muzeum Tuska. A co poza tym? Oto kilkanaście innych eksponatów, ułożyliśmy je w porządku alfabetycznym.
Asfalt z autostrady
Ponad 1,5 tys. kilometrów autostrad i trzy razy tyle nowych i zmodernizowanych ekspresówek zakładał Narodowy Program Wielkiej Budowy, z którym partia Tuska szła do wyborów. Autostrady i drogi ekspresowe – w zapowiedziach premiera i jego ministrów – miały już w ubiegłym roku przecinać Polskę wszerz i wzdłuż. Niestety, nie przecinają ani wzdłuż, ani wszerz i nie wiadomo kiedy będą przecinać. Kłopoty z wykonawcami, dziwne przetargi, przeciągające się prace projektowe, nieudolność urzędników i zwykłe złodziejstwo spowodowały, że plan Wielka Budowa ciągle jest w budowie.
Ponad 1,5 tys. kilometrów autostrad i trzy razy tyle nowych i zmodernizowanych ekspresówek zakładał Narodowy Program Wielkiej Budowy, z którym partia Tuska szła do wyborów. Autostrady i drogi ekspresowe – w zapowiedziach premiera i jego ministrów – miały już w ubiegłym roku przecinać Polskę wszerz i wzdłuż. Niestety, nie przecinają ani wzdłuż, ani wszerz i nie wiadomo kiedy będą przecinać. Kłopoty z wykonawcami, dziwne przetargi, przeciągające się prace projektowe, nieudolność urzędników i zwykłe złodziejstwo spowodowały, że plan Wielka Budowa ciągle jest w budowie.
Babci dowód
To schowanie dowodu babci przez wnuczka było najpewniej powodem dojścia Donalda Tuska do władzy. Doprawdy, trudno znaleźć inną przyczynę jego sukcesu. Ponoć w najbliższych wyborach to się może zmienić i babcia schowa dowód wnuczkowi. Jeśli jeszcze nie wyjechał zagranicę – jak setki tysięcy innych wnuczków za rządów Donalda Tuska. Uzupełniającym eksponatem mógłby być zmywak z Anglii, na którym zasuwają polscy absolwenci uczelni. Premier Tusk wie o zakusach babć i sam woli wyjechać.
Ciujo z Peru
Premier Tusk odbył niemal 200 wizyt zagranicznych, a szlak jednej z pierwszych, wiódł do Peru. Przywiózł Order Słońca Peru, najwyższe tamtejsze odznaczenie za zasługi dla Peru i chullo (wymowa „ciujo”), czapkę, przeznaczoną do ochrony przed zimnem i wiatrem. Ciujo, utkane z wełny alpaki lub owcy, ma cechy potrzebne mężom stanu: lekkość, trwałość i świeżość. Zdjęcie premiera w „ciujo” zrobiło furorę, a zawistnicy twierdzili, że podróże Tuska są potrzebne jak te z powiedzenia: „konferencja w Baden Baden, a skutek żaden, żaden”.
Dorsz za 8 zł
To schowanie dowodu babci przez wnuczka było najpewniej powodem dojścia Donalda Tuska do władzy. Doprawdy, trudno znaleźć inną przyczynę jego sukcesu. Ponoć w najbliższych wyborach to się może zmienić i babcia schowa dowód wnuczkowi. Jeśli jeszcze nie wyjechał zagranicę – jak setki tysięcy innych wnuczków za rządów Donalda Tuska. Uzupełniającym eksponatem mógłby być zmywak z Anglii, na którym zasuwają polscy absolwenci uczelni. Premier Tusk wie o zakusach babć i sam woli wyjechać.
Ciujo z Peru
Premier Tusk odbył niemal 200 wizyt zagranicznych, a szlak jednej z pierwszych, wiódł do Peru. Przywiózł Order Słońca Peru, najwyższe tamtejsze odznaczenie za zasługi dla Peru i chullo (wymowa „ciujo”), czapkę, przeznaczoną do ochrony przed zimnem i wiatrem. Ciujo, utkane z wełny alpaki lub owcy, ma cechy potrzebne mężom stanu: lekkość, trwałość i świeżość. Zdjęcie premiera w „ciujo” zrobiło furorę, a zawistnicy twierdzili, że podróże Tuska są potrzebne jak te z powiedzenia: „konferencja w Baden Baden, a skutek żaden, żaden”.
Dorsz za 8 zł
Ten eksponat jest mały jak… dorsz kupiony za 8,16 zł służbową kartą przez jednego z posłów PiS. Wytropiła go Julia Piterę, kiedyś faworyta premiera i pełnomocnik rządu do spraw korupcji w jednej osobie. Ten dorszyk, główne osiągniecie Pitery przez cztery lata piastowania urzędu, stał się symbolem antykorupcyjnych działań (raczej ich braku) ekipy Donalda Tuska. W końcu urząd Pitery zlikwidowano i obliczono, że kosztował nas ponad półtora miliona zł. Pochłaniał 30 tys. zł miesięcznie na same pensje. Pani Julia miała co miesiąc około 12 tys. zł, zatrudniała dwie sekretarki i dwóch kierowców.
Fotoradar
– Tylko facet który nie ma prawa jazdy, może wydawać pieniądze na fotoradary, a nie na drogi. Polacy mają być kontrolowani w każdym miejscu. Utrudnić ludziom życie do maksimum, a na końcu ich skontrolować wszystkich bez wyjątku – mówił Tusk, lider opozycji tuż przed wyborami w 2007 r. Po wyborach zmienił zdanie. Dziś, po 7 latach rządów, fotoradar, nieodłączne wyposażenie polskich dróg, stał się jednym z symboli jego władzy. Nie ma dymu bez ognia; fotoradary nie pojawiły się bez przyczyny, a chodzi o łatanie powiększającej się dziury budżetowej, która mogłaby być kolejnym eksponatem w naszym muzeum, gdyby dobrze było ją widać.
Gała, czyli futbolówka
– Dużo więcej czasu poświęcam kibicowaniu i graniu w piłkę nożną niż polityce – mówił Tusk w rozmowie z premierem Słowacji. Przesadzał, ale tylko trochę: futbol to dla niego coś więcej niż hobby. Nie omija transmisji z meczów i sam kopie od lat. Na boisku bywa agresywny, bo nie lubi przegrywać. Lubi uderzenie z czuba i grę na sępa, czekając na piłkę pod bramką przeciwnika. Czeka na podania na pustka, by być sam na sam z bramkarzem. Grę w piłkę traktuje jako coś, co odstresowuje, podobnie jak czekolada, wino, na rzecz którego porzucił whisky i cygaro, które tez powinno trafić do muzeum. Szczególne ulubiona przez premiera marka to Montecristo.
Kora z pancernej brzozy
Pancerna brzoza – według rosyjskich (MAK) i polskich (komisja Millera, czy raczej Tuska) denuncjacji – miała stanąć na drodze Tupolewa i uszkodzić samolot. Ale jest problem: są wątpliwości co do pomiarów wysokości przełamania drzewa. Półtora metra robi sporą różnicę. Specjaliści wątpią jednak, czy brzoza była aż taka pancerna. Tzw. komisja Millera sporo ustalała na oko. Nie zapewniono im swobodnego dostępu do dowodów, świadków czy miejsca katastrofy. A to już efekt zauroczenia premiera Putinem (i wersją o pancernej brzozie).
Automat do lodów
Dawna posłanka Beata S. nie była prekursorką kręcenia lodów na szczytach PO, ale to jej sprawki wyszły na jaw i pokazały władzę od zaplecza. Pani Beata w rozmowie z oficerem CBA zapowiadała przekształcanie szpitali w spółki i „kręcenie na tym lodów”. „Jest nas troje, którzy tworzą prawo” – mówiła, zapewniając, że „ci będą mieli fart, którzy pierwsi będą wiedzieć [o zmianach przepisów]”. „Jak wygramy wybory, to dopiero będziemy kręcić lody!” – zapowiadała posłanka PO.
– Dużo więcej czasu poświęcam kibicowaniu i graniu w piłkę nożną niż polityce – mówił Tusk w rozmowie z premierem Słowacji. Przesadzał, ale tylko trochę: futbol to dla niego coś więcej niż hobby. Nie omija transmisji z meczów i sam kopie od lat. Na boisku bywa agresywny, bo nie lubi przegrywać. Lubi uderzenie z czuba i grę na sępa, czekając na piłkę pod bramką przeciwnika. Czeka na podania na pustka, by być sam na sam z bramkarzem. Grę w piłkę traktuje jako coś, co odstresowuje, podobnie jak czekolada, wino, na rzecz którego porzucił whisky i cygaro, które tez powinno trafić do muzeum. Szczególne ulubiona przez premiera marka to Montecristo.
Kora z pancernej brzozy
Pancerna brzoza – według rosyjskich (MAK) i polskich (komisja Millera, czy raczej Tuska) denuncjacji – miała stanąć na drodze Tupolewa i uszkodzić samolot. Ale jest problem: są wątpliwości co do pomiarów wysokości przełamania drzewa. Półtora metra robi sporą różnicę. Specjaliści wątpią jednak, czy brzoza była aż taka pancerna. Tzw. komisja Millera sporo ustalała na oko. Nie zapewniono im swobodnego dostępu do dowodów, świadków czy miejsca katastrofy. A to już efekt zauroczenia premiera Putinem (i wersją o pancernej brzozie).
Automat do lodów
Dawna posłanka Beata S. nie była prekursorką kręcenia lodów na szczytach PO, ale to jej sprawki wyszły na jaw i pokazały władzę od zaplecza. Pani Beata w rozmowie z oficerem CBA zapowiadała przekształcanie szpitali w spółki i „kręcenie na tym lodów”. „Jest nas troje, którzy tworzą prawo” – mówiła, zapewniając, że „ci będą mieli fart, którzy pierwsi będą wiedzieć [o zmianach przepisów]”. „Jak wygramy wybory, to dopiero będziemy kręcić lody!” – zapowiadała posłanka PO.
Miotła Grasia
wała byłego rzecznika rządu Pawła Grasia, jednego z najbliższych współpracowników Tuska - i jak mówił sam premier – drugą twarz rządu, a czasami nawet pierwszą – „dozorcą u Niemców”. Graś przez kilkanaście lat za darmo mieszkał z rodziną w willi należącej do niemieckiego biznesmena. Jak tłumaczył, zawarł z biznesmenem umowę, według której opiekuje się domem w zamian za możliwość nieodpłatnego mieszkania. Jak wyliczono, za takie lokum zapłaciłby 5 tys. zł miesięcznie. Rzecznik nie wpisał fuchy w rejestrze korzyści, a także nie zapłacił podatku. Zwykły Polak miałby kłopoty, człowiek Tuska mógł spać spokojnie. I właśnie tak śpi.
Pędzący królik, Sowa i Przyjaciele
Szyldy tych warszawskich lokali z pewnością powinny znaleźć się w muzeum. W pierwszym doszło najpewniej do przecieku w aferze hazardowej. Ostrzeżono osoby podejrzane o nielegalny lobbing przy ustawie hazardowej. Według CBA stało się to podczas spotkania Marcina Rosoła, szefa gabinetu ministra Mirosława Drzewieckiego, z Magdaleną Sobiesiak, córką biznesmena z branży hazardowej. Próba przeforsowania ustawy o grach losowych, tak, by była korzystna dla rekinów hazardu, a prywatnie – kolegów polityków PO – spowodowało serię dymisji w rządzie i pogonienie szefa CBA, Mariusza Kamińskiego, który… aferę wyśledził. Nie było dymisji, gdy ujawniono taśmę ze spotkania szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza i NBP Marka Belki, w którym obaj rozważali przeprowadzenie zamachu stanu.
Kropla potu z czoła Zbycha
wała byłego rzecznika rządu Pawła Grasia, jednego z najbliższych współpracowników Tuska - i jak mówił sam premier – drugą twarz rządu, a czasami nawet pierwszą – „dozorcą u Niemców”. Graś przez kilkanaście lat za darmo mieszkał z rodziną w willi należącej do niemieckiego biznesmena. Jak tłumaczył, zawarł z biznesmenem umowę, według której opiekuje się domem w zamian za możliwość nieodpłatnego mieszkania. Jak wyliczono, za takie lokum zapłaciłby 5 tys. zł miesięcznie. Rzecznik nie wpisał fuchy w rejestrze korzyści, a także nie zapłacił podatku. Zwykły Polak miałby kłopoty, człowiek Tuska mógł spać spokojnie. I właśnie tak śpi.
Pędzący królik, Sowa i Przyjaciele
Szyldy tych warszawskich lokali z pewnością powinny znaleźć się w muzeum. W pierwszym doszło najpewniej do przecieku w aferze hazardowej. Ostrzeżono osoby podejrzane o nielegalny lobbing przy ustawie hazardowej. Według CBA stało się to podczas spotkania Marcina Rosoła, szefa gabinetu ministra Mirosława Drzewieckiego, z Magdaleną Sobiesiak, córką biznesmena z branży hazardowej. Próba przeforsowania ustawy o grach losowych, tak, by była korzystna dla rekinów hazardu, a prywatnie – kolegów polityków PO – spowodowało serię dymisji w rządzie i pogonienie szefa CBA, Mariusza Kamińskiego, który… aferę wyśledził. Nie było dymisji, gdy ujawniono taśmę ze spotkania szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza i NBP Marka Belki, w którym obaj rozważali przeprowadzenie zamachu stanu.
Kropla potu z czoła Zbycha
Gdzieś koło szyldu „Pędzacego…” i „Sowy…” powinna znaleźć się kropla potu z czoła Zbigniewa Chlebowskiego, dawnego szefa klubu PO. Zbychu podczas konferencji prasowej po wybuchu afery hazardowej pocił się strasznie, i miał powód. Gdy z podsłuchanej przez CBA rozmowy wynikało, że Chlebowski jest zaangażowany w blokowanie niekorzystnych dla branży zmian w ustawie o grach losowych, „Zbychu” mówił o rozmowach w tej sprawie z „Grześkiem” i „Mirem” (Schetyną i Drzewieckim). Ani „Miro”, ani „Zbychu” nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności karnej. Aferę zatuszowano, a raport komisji śledczej pod kierunkiem posła Sekuły, zupełnie ośmieszył tę instytucję.
Rozmówki polsko-angielskie
Muzeum musi też mieć „na stanie” egzemplarz mini rozmówek polsko-angielskich, z których premier Tusk – już jako przewodniczący Rady Europejskiej – będzie często korzystał. Egzemplarz musi być w oprawie skórzanej stylizowanej, z wyklejką z papieru ręcznie antykowanego, z tłoczeniem złotem tytulatury na grzbiecie i okładce przedniej, ze zdobieniami reliefowymi na okładce. Należy się, wszak cała Polska ściska kciuki, że premier nie pomylił np. whole (całość, cały) z hole – dziurą, np. wspomnianą black hole – czarną dziurą. Wymowa jest identyczna.
Muzeum musi też mieć „na stanie” egzemplarz mini rozmówek polsko-angielskich, z których premier Tusk – już jako przewodniczący Rady Europejskiej – będzie często korzystał. Egzemplarz musi być w oprawie skórzanej stylizowanej, z wyklejką z papieru ręcznie antykowanego, z tłoczeniem złotem tytulatury na grzbiecie i okładce przedniej, ze zdobieniami reliefowymi na okładce. Należy się, wszak cała Polska ściska kciuki, że premier nie pomylił np. whole (całość, cały) z hole – dziurą, np. wspomnianą black hole – czarną dziurą. Wymowa jest identyczna.
Sztabka Amber Gold
Spółka Amber Gold inwestowała w złoto, a klientów kusiła wysokim oprocentowaniem, znacznie wyższym od lokat bankowych. Gdy firma ogłosiła decyzję o likwidacji, tysiące klientów nie odzyskało pieniędzy. Wyłudzenie było możliwe m.in. dzięki bezwładowi instytucji publicznych. Głośno o firmie zrobiło się, gdy w tarapaty wpadły należące do niej tanie linie OLT Express. Pracował w nich syn Tuska, który jednocześnie był pracownikiem gdańskiego lotniska. Prokuratura nie doszukała się w tej pracy na dwie strony przestępstwa (nie jest nim konflikt interesów). Nie było też dowodów, że ostrzeżony przez ABW premier ostrzegł przed AG syna, a nie ostrzegł jej klientów. Ale niesmak pozostał, o czym w piosence „Jarek Polskę zbaw” śpiewał zespół „V-Unit”.
Trawa ze stadionu
Spółka Amber Gold inwestowała w złoto, a klientów kusiła wysokim oprocentowaniem, znacznie wyższym od lokat bankowych. Gdy firma ogłosiła decyzję o likwidacji, tysiące klientów nie odzyskało pieniędzy. Wyłudzenie było możliwe m.in. dzięki bezwładowi instytucji publicznych. Głośno o firmie zrobiło się, gdy w tarapaty wpadły należące do niej tanie linie OLT Express. Pracował w nich syn Tuska, który jednocześnie był pracownikiem gdańskiego lotniska. Prokuratura nie doszukała się w tej pracy na dwie strony przestępstwa (nie jest nim konflikt interesów). Nie było też dowodów, że ostrzeżony przez ABW premier ostrzegł przed AG syna, a nie ostrzegł jej klientów. Ale niesmak pozostał, o czym w piosence „Jarek Polskę zbaw” śpiewał zespół „V-Unit”.
Trawa ze stadionu
Otwarcie Stadionu Narodowego, który miał być jednym z sukcesów ekipy Tuska, było odkładane wiele razy, tyle, ile razy wymieniano murawę. Oprócz murawy były problemy z budową, instalacją przeciwpożarową, rozsuwanych dachem i wieloma innymi sprawami. Stał się obiektem żartów, a nie dumy rządowej. Po zalaniu murawy i koniecznością przełożenia meczu z Anglią, został nazwany Basenem Narodowym. I jest takim do dziś. I to mimo stawania na głowie reżimowych mediów.
Zdjęcie z Putinem
Dlaczego premier Tusk zgodził się na oddanie śledztwa smoleńskiego rosyjskim bolszewikom? Odpowiedzi brak, a to ważne: wybór konwencji chicagowskiej uniemożliwia nam odwołanie się od raportu MAK do międzynarodowych organizacji lotniczych i umożliwia bolszewikom przetrzymywanie kluczowych dowodów. Przyczyny mogą być różne, jedna z możliwości to zauroczenie Tuska Putinem. Porozumienia w sprawie przyjęcia konwencji chicagowskiej nie spisano i to ono mogło doprowadzić do ogrania premiera Donalda przez cara Władimira. Pamiętamy zdjęcie, gdy w Smoleńsku car przytulił Tuska i słynnego żółwika Putin-Tusk. Czy można było odmówić „carowi”? Reszta, to już tylko skutki chwili zapomnienia.
Zdjęcie z Putinem
Dlaczego premier Tusk zgodził się na oddanie śledztwa smoleńskiego rosyjskim bolszewikom? Odpowiedzi brak, a to ważne: wybór konwencji chicagowskiej uniemożliwia nam odwołanie się od raportu MAK do międzynarodowych organizacji lotniczych i umożliwia bolszewikom przetrzymywanie kluczowych dowodów. Przyczyny mogą być różne, jedna z możliwości to zauroczenie Tuska Putinem. Porozumienia w sprawie przyjęcia konwencji chicagowskiej nie spisano i to ono mogło doprowadzić do ogrania premiera Donalda przez cara Władimira. Pamiętamy zdjęcie, gdy w Smoleńsku car przytulił Tuska i słynnego żółwika Putin-Tusk. Czy można było odmówić „carowi”? Reszta, to już tylko skutki chwili zapomnienia.
Żyrandol
Nawet Tadeusz Mazowiecki, zwany żółwiem nie zdzierżył. – Tusk popełnił błąd, bo prezydentura to nie tylko żyrandol – mówił. Chodziło o słowa premiera, gdy uzasadniał decyzję o wycofaniu się z udziału w wyborach prezydenckich w 2010 r. – Po tym, jak nowy prezydent mówi słowa przysięgi, jest tylko prestiż, zaszczyt, żyrandol, pałac i weto – mówił. Walkę o żyrandol podjął jego bliski współpracownik Bronisław Komorowski i to on stał się strażnikiem żyrandola. Czego Tusk zdaje się zazdrościć koledze. Za pięć lat spędzonych na europejskich salonach chciałby zasiąść w Belwederze.
Twórcy Muzeum Donalda Tuska mogą wybiera, przebierać w eksponatach, które dałoby się w nim pokazać. Ekspozycję warto uzupełnić portretem pamięciowego seryjnego samobójcy (krążącego po Polsce w czasie rządów Donalda Tuska), mikrofonu z podsłuchu (jeszcze nigdy tak nie byliśmy tak słuchani przez władzę, ale władza siebie też nawzajem słucha), koło z zepsutego Tuskobusu, kartkę z Kataru od biznesmena, który nie kupił Stoczni Szczecińskiej i oczywiście banknot o nominale 100 euro, które, premier obiecał wprowadzić już w 2011 r. Na szczęście i obietnicy nie spełnił.
Wojciech Dudkiewicz
Nawet Tadeusz Mazowiecki, zwany żółwiem nie zdzierżył. – Tusk popełnił błąd, bo prezydentura to nie tylko żyrandol – mówił. Chodziło o słowa premiera, gdy uzasadniał decyzję o wycofaniu się z udziału w wyborach prezydenckich w 2010 r. – Po tym, jak nowy prezydent mówi słowa przysięgi, jest tylko prestiż, zaszczyt, żyrandol, pałac i weto – mówił. Walkę o żyrandol podjął jego bliski współpracownik Bronisław Komorowski i to on stał się strażnikiem żyrandola. Czego Tusk zdaje się zazdrościć koledze. Za pięć lat spędzonych na europejskich salonach chciałby zasiąść w Belwederze.
Twórcy Muzeum Donalda Tuska mogą wybiera, przebierać w eksponatach, które dałoby się w nim pokazać. Ekspozycję warto uzupełnić portretem pamięciowego seryjnego samobójcy (krążącego po Polsce w czasie rządów Donalda Tuska), mikrofonu z podsłuchu (jeszcze nigdy tak nie byliśmy tak słuchani przez władzę, ale władza siebie też nawzajem słucha), koło z zepsutego Tuskobusu, kartkę z Kataru od biznesmena, który nie kupił Stoczni Szczecińskiej i oczywiście banknot o nominale 100 euro, które, premier obiecał wprowadzić już w 2011 r. Na szczęście i obietnicy nie spełnił.
Wojciech Dudkiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz