Kto stoi w miejscu, cofa się. To przypadek Ukrainy, której dystans nawet do krajów tzw. nowej Unii Europejskiej, z roku na rok powiększa się. Na Krymie, dawnej sowieckiej riwierze, widać to szczególnie dobrze.
Polak może tam przeżyć deja vu. Jest jak u nas na początku lat 90.: siermiężnie, biednie, postsocjalistycznie. Ale jest też jak gdzie indziej na Ukrainie. Kramiki z mydłem, powidłem i z kwasem chlebowym. Sporo śmieci i brudu, rozpadające się domy i rozklekotane samochody. Wyłamuje się z tego obrazu chyba tylko bogaty, stołeczny Kijów.