poniedziałek, 9 czerwca 2014

Oczy w górę: Skazany na Warszawę


Do Warszawy, którą znał jak mało kto, miał – jak sam mówił - stosunek pełen sprzeczności. Fascynowało go życie podskórne, a nie oficjalne, tylko ono było ciekawe, bo prawdziwe. 


Prawda tkwiła w niszach i zakamarkach, w knajpach, bramach – gdzie, jak mówił, mieszała się i wolność, i wszelkie świństwo. Najbardziej interesował go żywioł ludzki, stanowiący jego siłę.



Wolał mądrość życiową murarza, czasem prymitywną, czasem niezwykle celną, od przekazu oficjeli, którzy ględzili gazetowym językiem propagandy. O Warszawie mówił i pisał zawsze z fascynacją. Był jej świadomy czasem do bólu. Tłumaczył ją i wybaczał jej nawet Pałac Kultury.
Niszczone miasto – uważał – zachowało genius loci – ducha miejsca. Mówił: Warszawa ma ducha, wszak istnieje  już kilkaset lat i przeżyła kilka wielkich tragedii. Raz była pruska, raz rosyjska, ciągle podlegała działaniom zewnętrznym, obchodzono się z nią brutalne, była poddawana rusyfikacji i germanizacji. Miasto poddawano barbarzyńskim działaniom, ale jakoś zawsze odżywało. Było silne siłą swoich mieszkańców.
Skąd tylu młodych poszło do powstania styczniowego? Rzemieślnicy, czeladnicy, sól tej ziemi, nie tylko szlachta w czamarach i konfederatkach. To czeladnicy z warszawskich zakładów  tworzyli powstańczą policję, oddziały sztyletników, wykonujące wyroki na kolaborantach. Podobnie było później w czasie okupacji niemieckiej. Lud – mówił – który przez lata formował się w oporze – powstawał wielokrotnie, ale z największa determinacją chyba w styczniu 1863 r. i w sierpniu 1944 r.
Powstańcza Warszawa też mogła liczyć na chłopców wywodzących się z różnych warstw społecznych. Ojcem poety Tadeusza Gajcego był ślusarz praskiego Taboru Kolejowego, Wacława Bojarskiego – właściciel zakładu rymarskiego na Bednarskiej, a Krzysztofa Kamila Baczyńskiego – pisarzem i krytykiem. W czasie tego powstania znów mocno dał o sobie znać żywioł ludzki, ukształtowany w trudnych, niesprzyjających okolicznościach.
Marek Nowakowski, zmarły niedawno pisarz, mówił o tym wszystkim Krzysztofowi Świątkowi. Rozmowy, dotąd rozproszone, a dziś zebrane w jednym tomie pt. „Okopy Świętej Trójcy”, stanowią niezły przewodnik po twórczości,  ale przede wszystkim po życiu tego arcywarszawskiego autora.

Witold Dudziński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz