Panom już naprawdę dziękujemy! Tym razem to nie do rządzącej krajem i stolicą POrtii, ale do panów, którzy wymyślili, by zablokować Warszawę w dzień powszedni, w godzinach szczytu wyścigiem Tour de Pologne.
Dziś to jest blokowanie! Jak rozkraczy się skoda na Placu Trzech Krzyży to na Rondzie ONZ kierowcy zgrzytają zębami. A co dopiero, gdy miastem zawładną mistrzowie pedałów.
Nas naprawdę nie interesuje czy wygrał Theo Bos, czy Hugo Boss, Michael Matthews, Boris Vallee, Jauheni Hutarowicz, czy może Petr Vakoc. I czy uciekając praktycznie od startu do mety, czy finiszując z peletonu już na ulicach Warszawy. Nas interesuje, że działo się to w centrum zablokowanej stolicy.
Wjazd Tour de Pologne do Warszawy przewidziano w porze największego ruchu, podczas popołudniowych powrotów z pracy. A do tego zawodnicy trzykrotnie okrążali centrum i na długo wyłączyli z użytkowania Marszałkowską, Aleje Jerozolimskie czy Trakt Królewski.
Setki, ba: tysiące kierowców i pasażerów, utknęło w monstrualnych korkach, jakich nawet rządy naszej kochanej prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, słabo pamiętają. To, co miłośnicy kolarstwa, trenerzy i działacze tłumaczyli sobie jako tłum witający i wiwatujący na ich cześć, był tłumem gapiów i zablokowanych gap. Złych, ale cichych, pogodzonych z losem, bo na co innego mogą liczyć za rządów obecnych jelit? Zresztą co to za tłum, skoro chodniki wzdłuż trasy były pustawe, a ludzie zainteresowani nie tym, kto jak pedałuje, lecz kto im te korki sprokurował.
Nie mamy nic do kolarzy, trenerów, a nawet działaczy, nie mówiąc już o samym Tour de Pologne z dyrektorem Langiem na szpicy. Niech sobie jeżdżą, organizują, ale dlaczego muszą to robić akurat w centrum metropolii i w takich dniach i godzinach? Jest tyle pięknych dni, jak soboty, niedziele i święta i tyle pięknych szos i dróg, cichych i zgubionych po polach i lasach one bardziej nadają się do celów rowerowo-sportowych. Żyjcie sobie ludziska, ale dajcie też innym żyć!
Witold Dudziński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz