Wybory samorządowe to wyzwanie dla przeciętnego Polaka. Są bardziej skomplikowane niż głosowanie na posłów i – wbrew pozorom – bardzo ważne, bo właśnie na tym szczeblu rozstrzyga się najwięcej naszych codziennych spraw.
Dlatego jest ważne, by do władz lokalnych nie wybierać przypadkowych, lecz dobrze przygotowanych, kompetentnych ludzi. Ale czy to możliwe? I tak, i nie – oceniają specjaliści. Tak – jeśli wyborcy i kandydaci podeszliby do sprawy poważnie. Nie – bo takie są dotychczasowe doświadczenia.
Często wyborcy kierują się… intuicją, albo szyldem kandydata. A to mało na świadomy wybór. Nie wybieramy byle kogo, lecz reprezentantów, od których sporo zależy w naszym otoczeniu.
Wokół dużych miast
Badania Instytutu Spraw Publicznych wskazują, że głosujemy, braku informacji o kandydatach i o kompetencjach poszczególnych szczebli samorządu. – Jest grupa wyborców, którzy nie doceniają znaczenia wyborów samorządowych i tego, jak ważne decyzje podejmują ludzie, którzy rządzą naszymi gminami, powiatami czy województwami – twierdzi Joanna Załuska, dyrektor programu Masz Głos, Masz Wybór, związanego z Fundacją Batorego.
Nieznajomość kandydatów wynika m.in. z tego, że kampania wyborcza ogniskuje się wokół głosowania na prezydentów dużych miast. Wyobraźnię rozpalają starcia kandydatów PO i PiS w Warszawie i Łodzi, PiS i SLD w Krakowie, a także przewaga, z jaką najpewniej wygrają dotychczasowi prezydenci Wrocławia, Poznania, Szczecina czy Gdyni.
W cieniu rywalizacji o znanych postaci odbywa się kampania w wyborach do rad. A to błąd. – Władze wojewódzkie, które wybierzemy w tym roku, będą decydowały o podziale ponad 31 mld euro! Z tego punktu widzenia to niezwykle ważne, żeby wybrać odpowiednich radnych – ocenia Joanna Załuska.
Po jednym mandacie
Dr Bartłomiej Biskup, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, ocenia, że choć kampanie dotykają spraw lokalnych, ale prowadzą je głównie partie lub partyjne komitety. Mimo to są w wyraźnym odwrocie. – Nie dość, że ludzie niechętnie będą na nie głosować, to jeszcze na ogół nie mają dobrych kandydatów. Nie wychowali ich, nie przygotowali – mówi.
Liderzy interesują się na ogół sejmikami, bo ich opanowanie jest wymierne: można stwierdzić, kto wygrał, a kto przegrał, pochwalić się wynikami: wygraliśmy i to my będziemy dzielić pieniądze. – Kampania do sejmiku przypomina wyścig do parlamentu, łatwiej ja przeprowadzić – podkreśla dr Biskup. – Trudniejsza jest kampania do rad gmin. Nie jest prestiżowa, a wymaga dużych nakładów, aktywnych działaczy, wielu kontaktów z wyborcami itp.
W tym roku będzie ją jeszcze trudniej prowadzić, bo – po raz pierwszy we wszystkich gminach – oprócz miast na prawach powiatu - wybory odbędą się w okręgach jednomandatowych (w każdym będzie do zdobycia jeden mandat). Zmiana ma zwiększyć identyfikację radnego z wyborcami. Możliwe, że radni będą rzeczywiście bardziej zainteresowani swoimi wyborcami, częściej pytali ich o zdanie.
Wsparcie Pułaskiego
W wyborach w małych miastach i w gminach wiele zależy od bystrości i pracowitości kandydatów. Socjolog prof. Andrzej Zybertowicz, podkreśla, że gdy spełniony jest ten warunek i tam może być ciekawie. W Warce kandydat na burmistrza Piotr Bączek, były pracownik Służby Kontrwywiadu Wojskowego, w swoim programie wyborczym sięgnął po… Kazimierza Pułaskiego.
– Prosty fakt, ze z Warki pochodzi bohater Polski i USA chce wykorzystać w nowatorskiej wizji rewitalizacji miasta we współpracy z Amerykanami – mówi Zybertowicz. – Mam wrażenie że to jasny punkt wobec bardzo tradycyjnej, nużącej kampanii lokalnej, użerania się z rywalami, podkładania nogi.
Jaka jest tegoroczna kampania? Spóźniona – ocenia dr Bartłomiej Biskup – ale to typowe w Polsce i świadczące o braku profesjonalizacji kampanii. A świadczy o tym też fakt, że niewielu kandydatów myśli o głosowaniu w perspektywie dłuższej niż pół roku. – Obowiązuje zasada, że jakoś to będzie. Konsekwencją są słabi kandydaci i niska frekwencja przy urnach – mówi.
Spóźnienie kampanii przez centroprawicę wynikało dodatkowo z tworzenia wspólnych list. Adam Kwiatkowski, poseł PiS, tłumaczy, że liderom PiS, Polski Razem Gowina i Solidarnej Polski Ziobry udało się porozumieć dość późno, bo rozmowy o miejscach na listach nigdy nie są łatwe.
– Na pewno zaprocentuje to w wyborach parlamentarnych, ale także mam nadzieję, że już także w samorządowych, choć w sondażach jeszcze tego nie widać – mówi Kwiatkowski.
Może być gorzej
Jacek Majchrowski, startując z poparciem SLD i PSL. ubiega się o wybór na prezydenta Krakowa po raz czwarty, W kolejnych kampaniach rywalizowali z nim kandydaci PiS. Dwanaście lat temu Zbigniew Ziobro, osiem lat temu Ryszard Terlecki, obecny poseł, cztery lata temu – Andrzej Duda, dziś euro parlamentarzysta. Bezskutecznie.
– Wygrywa kolejne wybory, teraz prowadzi w sondażach i możliwe, że pozostanie na stanowisku – mówi Ryszard Terlecki. – Ratusz obrósł siecią interesów, coraz więcej ludzi wykonuje różne zadania dla miasta, są uzależnieni od miasta. I chcą, żeby to trwało, zrobią wszystko, aby utrzymać obecny układ. Jest też inercja ludzi, którzy nie lubią zmian. Głosują za tym, co już znają. Po co zmieniać, może być jeszcze gorzej.
Nadzieją na przełamanie układu krakowskiego jest poparcie przez PiS kandydatury Marka Lasoty, szefa krakowskiego IPN i radnego… PO. – Lasota łączy różne elektoraty, jest medialny, dobrze odbierany przez media, a to duża zaleta – mówi Terlecki.
W Warszawie z Hanną Gronkiewicz-Waltz ma powalczyć Jacek Sasin, działacz samorządowy i były wojewoda. Ale wystartował za późno. – Nie można w trzy miesiące zbudować poparcia społecznego, zachęcić ludzi, żeby pracowali w kampanii itp. – mówi dr Bartłomiej Biskup. – PiS popełnił kardynalny błąd. Jacek Sasin, nawet jeżeli okaże się świetnym kandydatem, zrobi dobrą kampanię, to jest już skazany na porażkę z zasiedziałą panią prezydent.
Spoza układów
16 listopada będziemy wybierać – spośród 70 tys. kandydatów: prawie 47 tys. radnych gmin, powiatów i sejmików wojewódzkich oraz 2,5 tys. wójtów, burmistrzów i prezydentów. Nowością jest dość powszechna opinie, by ograniczyć liczbę kadencji tych ostatnich. Jest wielu wójtów i burmistrzów, którzy rządzą nieprzerwanie od pierwszych wyborów samorządowych, w 1990 r. Prawo nie ogranicza liczby kadencji, ale wskaźnik reelekcji w 2010 r. wynoszący 80 proc., dowodzi, że trzeba cos z tym zrobić.
Ograniczenia mogą przeciwdziałać korupcji, nepotyzmowi, zamykaniu dostępu do funkcji i stanowisk osobom spoza układu, ułatwią podejmowanie niepopularnych, a potrzebnych decyzji. Urzędujący prezydent, czy burmistrz już na starcie dysponuje przewagą nad rywalami. Jest rozpoznawalny, ma spore możliwości autopromocji.
Prof. Andrzej Zybertowicz zwraca uwagę, że w części samorządów przeżartych przez lokalne układy, prezydenci i burmistrzowie zbudowali machiny wyborcze i są nieusuwalni. – Dlatego postulat, żeby mogli rządzić np. trzy kadencje – jest zasadny – podkreśla. – Mechanizm nepotystyczno-klientystyczny tak fortyfikuje układ władzy, że często nie ma możliwości jego zmiany. Szansa zbudowania alternatywy wymaga olbrzymich funduszy.
Wojciech Dudkiewicz
Polska partyjna
Prof. Kazimierz Kik, politolog z Uniwersytetu Jana Kazimierza w Kielcach:
W wyborach do rad gmin i powiatów głosy zdobywają przede wszystkim kandydaci komitetów lokalnych, bezpartyjnych, albo takie, które chcą za takie uchodzić. Teraz ta tendencja może się pogłębić, bo w Polsce lokalnej rośnie niechęć do partii politycznych. Kandydaci niechętnie utożsamiają się z partiami, czując, że to ograniczy to ich szanse. Natomiast na szczeblu sejmików partie dominują. I choć PiS i PO czują oddech komitetów lokalnych, to proporcjonalna ordynacja, premiująca duże partie, nie pozwoli im na rozwiniecie skrzydeł.
Polska jest partyjna, nie jest samorządowa, choć Polacy są bezpartyjni. Ta sprzeczność tłumi rozwój demokracji, zawęża możliwość zaangażowania się w politykę. Wstąpisz do partii, albo cię nie ma w samorządzie. Do samorządu przenoszą się konflikty ogólnopolskie. Tymczasem nie powinien on być miejscem konfrontacji opcji politycznych. Poza partiami jest sporo wyrazistych postaci, ale tam nie sięga kamera. W wyborach prezydenckich w Warszawie startuje Piotr Guział, główny organizator referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz. Stał się ważna postacią, jest bardzo wyrazisty, ale jest tylko folklorem politycznym, ciekawostką przyrodniczą, skazaną na pożarcie, bo nie stoi za nim żadna duża partia.
Impuls do zmian
Prof. Andrzej Zybertowicz z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu:
Wypowiedzi polityków PiS, że najważniejsze są dla nich wybory do sejmików wojewódzkich nie są bezzasadne. Z punktu widzenia Jarosława Kaczyńskiego, który ma koncepcję strukturalnej reformy państwa, „odpuszczenie” sejmików mogłoby wyłamać zęby planowanym zmianom. Przechodzi przez nie ogromna część funduszy europejskich i nie sposób przebudować infrastruktury i gospodarki, bez zmiany sposobu wykorzystania tych funduszy. Gra o sejmiki jest grą o zachowanie manewru politycznego, zdolności do strukturalnej, prawdziwej, a nie tylko PR-owskiej, reformy, której wymaga nasz kraj.
Partią najbardziej zakorzeniona w Polsce lokalnej wydaje się być PSL. Z jednej strony to rzeczywiste zakorzenienie, wyczuwanie potrzeb mieszkańców, ale z drugiej to efekt układów, powiązań rodzinnych i pasożytowania na Polsce lokalnej. PiS, mimo prób nie może pokonać bariery zakorzenienia. Dociera na poziom światopoglądowy, ale do budowy więzi z grupami lokalnymi jest daleko. Układ władzy w Polsce lokalnej z roku na rok petryfikuje się w takim stopniu, że bez wygrania wyborów na szczeblu centralnym, zmiany prawa przez partię reformatorską, nie sposób czegokolwiek zmienić. Impuls do zmian w Polsce lokalnej musi wyjść z centrum państwa.
Not wd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz