czwartek, 31 października 2013

BOHATERIOWIE BEZ GROBÓW


NIE WIADOMO, GDZIE MAJĄ GROBY. PRZEZ LATA BLISCY, ZNAJOMI ZAPALALI IM LAMPKI W MIEJSCACH SYMBOLICZNYCH. TYLKO NIELICZNI, TAK JAK CI, KTÓRYCH GROBY ODKRYTO NA ŁĄCZCE, DOCZEKAJĄ SWOICH GROBÓW.

O anonimowych grobach żołnierzy wyklętych – żołnierzy powojennej konspiracji wielu dowiedziało się po tym, gdy wiosną 2012 r. na warszawskim Cmentarzu Powązkowskim na tzw. kwaterze Ł., tzw. Łączce, na tyłach Cmentarza Wojskowego, rozpoczęły się ekshumacje. Przez lata ta okolica przewijała się jako miejsce domniemanego pochówku osób z podziemia niepodległościowego, niemniej o ofiary nikt nie miał prawa się upomnieć. 



W połowie lat 50. teren został przysypany warstwą ziemi i gruzu, a w latach 80., wybrany został na miejsce pochówku osób zasłużonych dla systemu. Niejednokrotnie kata niemal dosłownie pochowano na ofierze. Archeolodzy z kolejnych warstw ziemi zaczęli wydobywać czaszki i fragmenty szkieletów. Większość nosiła egzekucji metodą katyńską – strzałem w tył głowy. Wśród ponad 100 zwłok wydobytych z Łączki, rozpoznano nieliczne, w tym znanych dowódców: „Zaporę” i „Łupaszkę”.
Wiadomo, że Łączce grzebano w tajnych pochówkach osoby pomordowane w wiezieniu na Mokotowie. Pierwsze pochówki rozpoczęto w 1948, a zakończono w 1956 r. Lista pogrzebanych tu prawdopodobnie osób, IPN prowadzący prace, ma jak twierdzi dr Krzysztof Szwagrzyk, szef grupy badawczej, w 95 procentach. Wiele wskazuje na to, ze przynajmniej część zostanie zidentyfikowanych i będzie miało swoje groby. Nie o wszystkich można tak powiedzieć. W Warszawie i okolicach Łączek było dużo. Wiele tajnych miejsc pochówków na zawsze pozostanie anonimowych. 


Najpewniej nie dowiemy się o losach pochowanych w „Toledo”, praskim więzieniu karno-śledczym nr 3 przy ul. Namysłowskiej. Powstałe w 1944 r. w dawnych koszarach, uważane było za jedno z najcięższych więzień, a odgrodzone było murem wysokim na trzy metry. Egzekucji dokonywano tu w specjalnym bunkrze śmierci. Zwłoki chowano w rowie, bez ubrania, na zmianę ze śmieciami i zasypywane wapnem. Dla zatarcia zbrodni, na jednej ze zbiorowych mogił posadzono drzewa.
W 1957 r. więzienie przeznaczono dla kobiet. W 1975 r. zabudowania rozebrano, a w ich miejscu zaczęto stawiać bloki mieszkalne oraz szkołę. Podczas budowy znajdowano ludzkie szczątki. – Z tego, co nam opowiadali ludzie, którzy budowali to osiedle, wykopane kości, zabierano gdzieś na śmietnik – mówi dr Tomasz Łabuszewski z warszawskiego IPN. Ilu ludzi tam zginęło? – Nie ma urzędowej listy. Są pewne ustalenia społeczników. Sądzę, że pochowano tam z pewnością kilkaset osób. Do czasu uruchomienia więzienia na ul. Rakowieckiej, to było główne więzienie karno-śledcze dla Warszawy.

W latach 90. Wykonano badania gruntu. Potwierdziły istnienie mogił. Udało się znaleźć osławiony rów, ale ekshumować nie było kogo. Ciała składano na przemian ze śmieciami i zasypywano wapnem. Tylko na podstawie zmienionej struktury gruntu stwierdzono, że to prawdopodobnie to miejsce. W 2001 r, w miejscu więzienia stanął pomnik „Ku Czci Pomordowanych w Praskich Więzieniach 1944–1956”, przedstawiający mężczyznę rozrywającego kraty. Do budowy pomnika wykorzystano fundamenty muru więziennego. Co prawda niektóre nazwiska osób straconych tutaj ustalono, ale nigdy nie będą miały swoich grobów.
Niektórych zabitych z „Toleda” chowano w bezimiennych mogiłach na Łączce, ale także na Cmentarzu Bródnowskim, oraz wg niektórych źródeł, na cmentarzu cholerycznym. Na Bródnie na pochówki trafiono podczas likwidacji jednej ze studni i prowizorycznych toalet w kwaterze 45 N. Odkryto zbiorową mogiłę ok. 50 żołnierzy Armii Krajowej, WiN i NSZ. Wiadomo jednak, że najpewniej byli grzebani także w innych miejscach na tym cmentarzu. Najpewniej był wśród nich mjr Marian Bernaciak, słynny na Mazowszu dowódca oddziałów partyzanckich AK i WiN.

Człowiek, który dostał się w ręce aparatu bezpieczeństwa stawał się przedmiotem. – Jednak jego zwłoki mogły stać się niebezpieczne. Dlatego robiono wszystko, żeby po straconych zaginął wszelki ślad – podkreśla dr Krzysztof Szwagrzyk. Już markiz de Custine pisał w relacji z Rosji w 1869 r.: „Zrozumiałem, że w Rosji ofiary nie mają grobów”. Tę metodę przejęli bolszewicy. Zacierali materialne ślady po ludziach, uważając, że tym łatwiej znikną z pamięci. Potem te wzory przejęli polscy komuniści.
– W terenie często zakopywano zwłoki na miejscu – w siedzibie NKWD, czy UB. W stlicy było różnie, bo np. trudno to sobie wyobrazić na Sierakowskiego 7, w WUBP. Tu był dziedziniec, ale wybrukowany. Na Rakowieckiej tego nie robiono, bo zwyczajnie nie było miejsca – mówi dr Tomasz Łabuszewski. – Często też było tak, że szybko brakowało już miejsca na zakopywanie, zaczęto wywozić zwłoki i zakopywać gdzie indziej. Na początku w przygodnych miejscach, potem
w wytypowanych.

.
Według niepełnych danych, w więzieniu na ul. Rakowieckiej – jak podkreślają autorzy książki-albumu „Śladami zbrodni” zmarło lub zostało zamordowanych w latach 1945-56 ok. tysiąc osób, w ogromnej większości żołnierze II konspiracji. Początkowo byli grzebani – potajemnie – na łące, przylegającej do cmentarza na Służewcu przy ul. Wałbrzyskiej, jako zbrodniarze niemieccy i kolaboranci. Od połowy 1948 r. pochówki przeniosły się na Łączkę na Powązki i prawdopodobnie inne, nieznane miejsca. 

– Warto pamiętać, że Służew i Powązki nie wytypowano przypadkowo. Były to miejsca dobrze pilnowane. Były tam obiekty obsadzane przez MBP, czy NKWD – mówi dr Tomasz Łabuszewski. Część pola, gdzie odbywały się pochówki Służewiu, włączono potem do cmentarza, a część oddano pod budowę bloków i parkingu. Pod parkingiem może znajdować się nawet kilkaset ciał. Właśnie tu, jak przypuszcza, mogą być szczątki generała Emila Nila-Fieldorfa, dowódcy Kedywu AK, straconego na Rakowieckiej. Być może jest też grób niezłomnego rotmistrza Witolda Pileckiego.

Budynek przy dzisiejszej Strzeleckiej 8 zajmowało, po zajęciu Pragi przez Sowietów w 1944 r. początkowo NKWD. W 1945 r. stopniowo wprowadził się tu WUBP, przekształcając w areszt podręczny. Tu zwożono żołnierzy powojennej partyzantki i w mieszkaniach przekształconych na sale przesłuchań katowano. Po 1948 r. budynek przekazano kwaterunkowi resortowemu i osiedlano funkcjonariuszami UB i ich rodzinami.
– Mamy świadectwa osób, które tam siedziały, mówiące o śmierci osób, które nie wytrzymywały śledztw. Są meldunki Delegatury Sił Zbrojnych o wykonywanych tam wyrokach śmierci – mówi dr Łabuszewski. – Mamy relacje mówiące o tym, że na pełny regulator nastawiona była muzyka, a i tak ludzie słyszeli jęki, wycia ludzi katowanych.

Czy były tam zakopywane? Podwórko było sprawdzane georadarem, nie stwierdzono naruszenia warstw ziemi. Świadczyłoby to o tym, ze osoby tam zamordowane, były potajemnie wywożone gdzie indziej. Gdzie konkretnie? Niektórzy trafiali na cmentarz na Bródnie. „Zmarłych chowano byle jak, w nocy, zawiniętych w koc. Nie ma tu ani krzyża, ani znaku, ani mogił. Rodziny przeważnie nie znały ich losów” – relacjonował jeden z dawnych więźniów „Strzeleckiej”.
Po pracach na Powązkach, specjaliści z IPN, wspierani przez Radę Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa zamierzają prowadzić badania na Służewie i Bródnie. Ale – zastrzega dr Łabuszewski – w Warszawie i okolicach takich miejsc, gdzie grzebano w tajemnicy bohaterów mogły być dziesiątki. Jednak dziś odkrycie ich, odnalezienie kości żołnierzy Niepodległej jest bardzo trudnie, jeśli nie niemożliwe.


Wojciech Dudkiewicz 
wdd@onet.eu




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz