sobota, 12 kwietnia 2014

Jak przeżywać Wielkanoc


Choć przechodzimy przez Ciemna Dolinę, Wielki Piątek, cierpienie Pana Jezusa, Święta Wielkanocne są optymistyczne, bo wszystko kończy się happy Endem – mówi ks. dr Zbigniew Godlewski, proboszcz parafii św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny na warszawskim Kole.


Choć Święta Wielkanocne, są najważniejsze w chrześcijaństwie, często trudno nam je do końca zrozumieć, a co za tym idzie odpowiednio przeżywać. Jak to zrobić?

Najlepiej zacząć wcześniej, w czas Wielkiego Postu!



Najlepiej zacząć wcześniej, w czas Wielkiego Postu! To czas rekolekcji, kolejek przy konfesjonałach, nabożeństw, niezwykle przejmujących i tradycyjnych, takich jak Gorzkie Żale i Droga Krzyżowa, licznie nawiedzanych przez wiernych. Przeżywają one - szczególnie Drogi Krzyżowe, organizowane w miastach, parafiach, w plenerze - swój renesans. W Drodze Krzyżowej organizowanej po rekolekcjach w piątek, ulicami naszej parafii, biorą udział setki ludzi. I to jest dobre przygotowanie do Wielkanocy.

Gdy nie wzięliśmy udziału w rekolekcjach, nabożeństwach, coś ważnego nas ominie w tych przygotowaniach do Świąt?

Będzie to uboższe. Ale znamy takie historie także z Ewangelii. Zdarza się, że ktoś po latach wchodzi do kościoła, bez przygotowania, nie uczestniczył w rekolekcjach, Drodze Krzyżowej, nie bardzo nawet wiedząc, z czym się Gorzkie Żale kojarzą. Przychodzi, bierze udział w liturgii Męki Pańskiej, Adoracji Krzyża i coś nagle coś go powala, spływa na niego jakaś łaska. I to jedno, jedyne spotkanie z Panem Jezusem odmienia całe jego życie. Takie rzeczy się zdarzają, a wiem o tym także z konfesjonału. Różne są drogi do Pana Boga, tym bardziej w tym szczególnym czasie. Trudno wytłumaczyć, w którym momencie ta łaska człowieka dosięgnie. Jednak jeżeli chcemy być konsekwentni w wyznawaniu naszej wiary i naszym chrześcijaństwie, to oczywiście przygotowujemy się standardowo. Pamiętając, że czasami nauka jest przyspieszona, a studia zaoczne lub wieczorowe. Religijności nie da się zawsze tak samo zmierzyć i zważyć.

A samo Triduum? Tu już dla osób wierzących chyba nie ma zmiłuj się?

Za bardzo nie ma. Zaczynamy w czwartek wieczorem udziałem w Mszy Świętej Wieczerzy Pańskiej. Obchodzimy wtedy ustanowienie dwóch sakramentów, które ściśle się ze sobą ściśle łączą, a jeden bez drugiego by nie istniał: Eucharystii i Kapłaństwa, pamiątkę Ostatniej Wieczerzy. Ale jeszcze wcześniej, razem z biskupem spotykamy się na Mszy Świętego Krzyżma, podczas której biskup święci oleje, używane później do poszczególnych sakramentów. I co więcej, my kapłani odnawiamy swoje kapłańskie przyrzeczenia. Na nowo uświadamiamy sobie swoją tożsamość, po co zostaliśmy posłani, wracamy do źródeł. A później już razem z parafianami uczestniczymy we Mszy Świętej Wieczerzy Pańskiej.

To prawdziwy początek Triduum, pełny znaczeń. Najbogatszy chyba w znaczenia dzień Wielkiego Tygodnia?

Tak, choć w poszczególnych parafiach liturgia tej Mszy może być bogatsza, bądź nie. W katedrze biskup umywa nogi na pamiątkę umycia przez Pana Jezusa nóg dwunastu apostołom, ale i gdzieniegdzie jest zwyczaj, że proboszcz, jako pasterz wspólnoty parafialnej, umywa nogi swoim parafianom. Tu każdy gest ma swoje znaczenie. Symbol umycia nóg pokazuje służebność kapłaństwa, czasami patrzymy na biskupa, czy księdza jak na człowieka, który nie idzie, a kroczy, nie siada, a zasiada, nie je, a spożywa, nie idzie, a kroczy, a tymczasem my jesteśmy posłani do tego, żeby służyć. W ten sposób jest to mocne uświadomienie sobie tego. Olej poświecony na Mszy Świętego Krzyżma używamy potem w czasie Chrztów św., do bierzmowania, święceń kapłańskich, zanosimy go chorym.

A potem jest surowy i przejmujący Wielki Piątek.

Bo to dzień śmierci Jezusa. Nie celebruje się Eucharystii, centralnym punktem liturgii tego dnia jest Adoracja Krzyża. Najlepiej, jeśli obywa się to o godz. 15., w godzinie śmierci Jezusa. Ale często z powodów duszpasterskich jest później. U nas w parafii o godz. 15. kościół wypełnia się dziećmi, a potem o godz. 18. dorosłymi. W czasie liturgii Męki Pańskiej, odsłaniany jest i wnoszony Krzyż w obrzędzie adoracji. Pana Jezusa umieszcza się w Grobie Pańskim, który zawsze w naszej polskiej tradycji był bogaty i pełen znaczeń. Czasami budził kontrowersje, warto przypomnieć groby z czasów stanu wojennego. Kościół zawsze był blisko narodu i stąd takie akcenty w wystroju grobu. Dziś jest więcej odniesień do wartości moralnych, do obrony rodziny itp.

Z Wielkiej Soboty - gdy wierni są skupieni głównie na oczekiwaniu, zadumie - Wielu z zapamiętuje głównie święcenie pokarmów na stół wielkanocny.

Ale są też, i w piątek, i sobotę, Ciemne Jutrznie, poranne nabożeństwa, w nastroju niezwykłej powagi, czas czuwania z Chrystusem. To kontrastuje z wydarzeniami sobotniej Wigilii Paschalnej i Niedzieli Wielkanocnej. Wielu czeka z utęsknieniem na święcenie pokarmów. Święconka nie jest najważniejsza, ale to ja się zapamiętuje. Bo to takie barwne. W pamięć wbija się woda święcona, ministranci, którzy ją rozlewają do jakichś buteleczek i rozdają przy wyjściu z kościoła, tradycyjne święcenie pokarmów na stół wielkanocny i jajka, symbol życia, do uwypuklenia powstania ze śmierci do życia, którymi się potem dzielimy. Najważniejsza jest oczywiście późnowieczorna liturgia Wielkiej Soboty.

Powinna zacząć się po zmroku?

Obowiązkowo, choć w praktyce różnie bywa. Ta liturgia jest niezwykle ciekawa. Jest sporo czytań i ze Starego, i z Nowego Testamentu, śpiewany exsultet – „Weselcie się już, zastępy Aniołów, w niebie: weselcie się, słudzy Boga…”, następuje poświecenie wody chrzcielnej. Długo to trwa, czasami kilka godzin, niektórzy, szczególnie gdzieś we wspólnotach przeciągają to, żeby połączyć z procesją rezurekcyjną. Chociaż jest możliwość i w Polsce jest powszechne umiejscowienie procesji w niedzielę, przed pierwszą Mszą św., którą nazywamy rezurekcją. Ale właściwa rezurekcja, Wigilia Paschalna, Zmartwychwstanie Pana Jezusa jest tzw. liturgia wieczorną i należy do Wielkiej Soboty.

Ta liturgia jest rozbudowana i bywa chyba skomplikowana także dla księdza?

Co roku powtarzamy sobie, nie sposób tego zapamiętać. W tej liturgii, jak w żadnej innej, potrzebne są liturgiczne komentarze, żeby była czytelna dla wiernych. Stąd też rola komentatora, którym może być lektor, ceremoniarz, którzy w zwięzły sposób, prostym językiem, informuje wiernych, co się w jakimś momencie dzieje i jakie ma to znaczenie. Pomaga przeżyć to wszystko świadomie, bo czasami, robi się z tego dużo wiedzy tajemnej. A młodzi ludzie pytani potem, co zapamiętali z Wielkiej Soboty, mówią, że ognisko przed kościołem. Co zapamiętali z rezurekcji? Ano, strzelanie i petardy. Wszystko to jest, ale ogrywa swoją rolę.

A z Wielkanocy najlepiej zapamiętują świąteczne śniadanie i dzielenie się jajkiem.

Należy to oczywiście do całości, przecież to wspólne zasiadanie do stołu jest też świętowaniem. Ale ma swoje znaczenie. Pamiętajmy, że Pan Jezus Eucharystię ustanowił podczas Ostatniej Wieczerzy. To była uroczysta kolacja w gronie Apostołów, można nawet powiedzieć – męskie spotkanie przy stole, i dodać – „przy kielichu”, bo rzeczywiście Pan Jezus przemienił wino w swoja krew. Poważne spotkanie przy stole, gdzie się ludzie spotykają i jest to bliskie każdemu.

Co warto zapamiętać z radosnej Niedzieli, która następuje po Wigilii Paschalnej. I po świątecznym śniadaniu?

Warto chyba jak najdłużej utrzymać ten nastrój i atmosferę, którą jesteśmy wtedy wypełnieni. Poprzez uczestniczenie, te wszystkie praktyki, wchodzimy na pewien poziom duchowy, orbitę. Rodzinna Msza św., wspólne wyjście do kościoła, jakaś dłuższa Adoracja, więcej czasu dla Pana Boga. Jak najdłużej warto trzymać się tego świątecznego radosnego nastroju. Bo przecież te święta - choć przechodzimy przez Ciemna Dolinę, Wielki Piątek, cierpienie Pana Jezusa - są optymistyczne, bo wszystko kończy się happy endem. Zmartwychwstaniem, radosnym Alleluja, na które tak długo czekamy po długiej, surowej liturgii czwartkowej i piątkowej. Warto to utrzymać jak najdłużej, jak najdłużej utrzymać ten dynamizm, który w nas wtedy się wyzwala.

Rozmawiał Wojciech Dudkiewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz