wtorek, 19 listopada 2013

ZULU DO ZĄDU



WIADOMOŚĆ O TYM, ŻE MIEJSCE NOWEGO MINISTRA ZAJMIE W EUROPARLAMENCIE ZULU GULA, MNIEJ ZNANY JAKO TADEUSZ ROSS, NIE CIESZY, TAK, JAK MOGŁABY CIESZYĆ.

Bo co prawda wspomniana reprezentacja niewątpliwie zostanie wzmocniona, ale za to Premier Tysiąclecia przy kolejnej rekonstrukcji nie będzie mógł powołać Zulu Guli do swojego gabinetu bez osłabienia Europarlamentu. A szkoda, bo Zulu juz dawno dał się poznać z bardzo trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość. – Polska to jest najdowcipniejsa kraj na świecie. A jaki kraj, taki ząd – mówił  nieco sepleniąc Zulu Gula w znanym w latach 90. programie telewizyjnym. 


Wiemy, że 75-letni dziś Zulu, będąc stołecznym radnym i zasiadając przy ul. Wiejskiej, nie zapisał się w szczególnymi osiągnięciami. Wręcz przeciwnie: nie należał do garstki pracowitych. Dostał nawet burę od szefa klubu POrtii, Zbycha "Kto mnie jeszcze pamięta" Chlebowskiego, za to, że jego biuro poselskie stale było zamknięte na głucho. Ale hola, hola: przecież w tej grze nie chodzi o pracowitość, lecz aby element układanki pasował do innych wielu, wielu jej elementów.
Jeśli dajmy na to, ministrem od sportu mogła być p. Mucha, od dróg p. Nowak, a teraz od edukacji może być p. Kluzik-Rostkowska, a od finansów p. Szczurek, to dlaczego Zulu Gula nie może być reprezentantem Mazowsza i POrtii w Europie, czy też aż na posiedzeniach rządu? A nawet twórczo łączyć te dwie aktywności. Niestety; przykład Zulu Guli demaskuje kolejny absurd Unii Europejskiej: zakaz łączenia posad w PE i rządowej egzekutywie.


To wielka strata, ale sądząc po pierwszych zapowiedziach Zulu Guli, chociaż w Brukseli i Strasburgu będzie go widać, słychać i czuć, jak nie przymierzając konia po kursie z turystami z Łysej Polany do Morskiego Oka. – Będę musiał przejąć sporo spraw, które prowadził Rafał Trzaskowski i może coś wzbogacić w związku ze swoimi kompetencjami – mówi Zulu trzymając podbródek pięć centymetrów ponad potylicę. 
Niestety, nowy reprezentant nie będzie miał jednak na to zbyt wiele czasu, bo w przyszłym roku wybory do PE, a liczba chętnych do reprezentowania stolicy i okolicy, pobierania 7700 euro miesięcznej pensji i 300 euro diety dziennie za udział w posiedzeniach i w komisjach, rośnie w postępie geometrycznym. Ostatnio dołączyli m.in. p.p. Rostowski, Kudrycka i Boni. Ale nawet jak Zulu Gula nie zdąży wzbogacić PE swoimi kompetencjami, to chociaż rozśmieszy kolegów-europarlamentarzystów. A potem droga do ządu, pełna ludzi kompetentnych, stanie otworem.

  Witold Dudziński

wdd@onet.eu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz