Wybory do Parlamentu Europejskiego pokazały, że wcale nie trzeba trafić szóstki w toto-lotka, żeby być zadowolonym z siebie, z życia, świata itd.
Pozornie powinna cieszyć się tylko niewielka grupa osób, która wkrótce zasiądzie w ławach w Brukseli i Strasburgu. Oni wygrali, wkrótce staną się – jeśli jeszcze nie dorobili się na polityce – majętnymi ludźmi. Europa będzie im płacić sute wynagrodzenia, diety, delegacje itp., wreszcie - obdarzać prestiżem.
Ale zadowoleni mogą być nie tylko ci, których wybrano. Jak pokazały telewizyjne migawki i pierwsze internetowe przekazy, każdy mógł znaleźć w wynikach wyborów coś dla siebie. Także ci, którym wyborcy odmówili odpowiedniej liczby głosów, a nawet ci, którym ewidentnie pokazali czerwone kartki.
Ci ostatni mogą – i robią to – widzieć w porażce symptomy przyszłych zwycięstw. Tym razem może czegoś zabrakło, np. pieniędzy na propagandę, doświadczenia itp., więc nie udało się. Ale trzeba to wziąć na klatę i następnym razem wszystko będzie już takie jakie powinno być.
Wyścig do PE pokazał, że ma sens przede wszystkim sondażowy. Te wybory to kosztowny sondaż, który jak jednym mógł poprawić humory, tak drugim – zepsuć, a trzecim pozbawić złudzeń. Dla marszałka województwa mazowieckiego JE Adama Struzika (nr 3 na liście PSL) wynik głosowania może być dobrą wskazówką, jak mieszkańcy oceniają jego wieloletnie rządy na Mazowszu.
Z drugiej strony Marek Jurek (nr 5 na liście PiS w Warszawie) nawet jeśli nie dostanie mandatu (tego jeszcze w noc wyborczą nie wiedzieliśmy ) może się cieszyć, bo sondaż wypadł mu co najmniej dobrze. Może to powiedzieć też także sporo na temat polityki i PiS-u, który tak dobrego kandydata wystawił na tak odległym miejscu.
Jednak, co wyborcy myślą o takich sondażach pokazali nogami, nie idąc masowo do urn. Nawet w Warszawie, gdzie frekwencja zwykle jest największa, uznano, że nie warto zawracać sobie głowy Parlamentem Europejskim, instytucją bardzo drogą i bez większego znaczenia, jak wciskają nam media głównego nurtu i politycy. Inaczej by nie wystawiano np. specjalistki od dorszy, trenera szczypiorniaka, syna I sekretarza KC PZPR, zawodowego boksera z Ameryki, skandalizującego reżysera, tramwajarki z Pomorza, czy byłej żony Cezarego Pazury.
Witold Dudziński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz