Wiele wskazuje na to, że prowadzący całodobową kiosk z alkoholem w pobliżu kościoła Ojców Barnabitów na Stegnach straci koncesję. Ale kiedy to się stanie, tego dokładnie nie wiadomo.
Urzędnicze młyny mielą powoli. – Sprawa ugrzęzła w procedurach – mówi Marcin Gugulski, radny PiS z Mokotowa. – Ale można być dobrej myśli.
Gugulski przyznaje, że sprawę komplikuje bierny opór właściciela kiosku, który miga się przed przyjmowaniem pism, gra na zwlokę, przewleka sprawę. – Dla ojca Kazimierza Lorka, proboszcza tamtejszej parafii to codzienne zgorszenie, bo buda z alkoholem jest naprzeciwko kościoła, parafianie i sam ojciec musza to znosić. Ale trzeba uzbroić się w cierpliwość – mówi Marcin Gugulski.
Monopolowy na okrągło
O sprawie pisaliśmy na początku roku. Tuż przed Bożym Narodzeniem kościołowi pw. św. Antoniego Marii Zaccarii, należącemu do Ojców Barnabitów przybył nowy sąsiad: sklep monopolowy. Kościół – łatwo przekonać się naocznie – jest teraz otoczony przez sklepy z trunkami. Tyle, ze dotychczas nie było tu miejsca, gdzie alkohol można kupować na okrągło dzień i noc.
Alkohol sprzedawano również w Boże Narodzenie, Nowy Rok i na Trzech Króli. – Mówiłem z ambony, jak nierozumni są ci, którzy wydali zgodę na sprzedaż alkoholu w takim miejscu i bez konsultacji społecznych – mówił wtedy o. Lorek. Jak zwracał uwagę, w okolicy, oprócz kościoła są przedszkola, szkoły i szpital.
A na terenie przykościelnym jest parafialny ośrodek „Dom Chleba”, który wydaje posiłki, odzież i środki higieny kilkuset bezdomnym. Ich sytuacja życiowa często wynika z alkoholizmu, a ten niekiedy z powszechności dostępu do alkoholu. Niektórzy leczą się w pobliskim Instytucie Psychiatrii i Neurologii.
Ojciec Lorek od początku roku wysłał dziesiątki listów i apeli, próśb i gróźb do różnych miejskich instytucji. „Sklep (…) burzy mir i porządek społeczny w naszej okolicy i jest zagrożeniem dla ładu publicznego na terenie parafii i dzielnicy Mokotów i Wilanów – pisał m.in. - Nie możemy pozostać obojętni wobec tej sytuacji, która stanowi realne zagrożenie dla całej społeczności lokalnej”. Wsparli go mokotowscy i stołeczni radni. W Radzie Dzielnicy Mokotów odbyły się specjalne posiedzenia zainteresowanych komisji. Przyniosło to pierwsze efekty, w tym kontrole, analizy itp.
Handel w pasie drogowym
Marcin Gugulski, radny Mokotowa z PiS, już wtedy rozkładał ręce: sprawa nie jest prosta, niełatwo będzie się pozbyć sklepu, którego właściciel otrzymał wieloletnia – w tym wypadku dziesięcioletnią – koncesję. Jednak dziś jest optymista, bo choć urzędnicze młyny mielą powoli, to jednak mielą. A wydaje się, że walka o. Lorka z monopolowym w perspektywie kilku miesięcy przyniesie sukces.
– Kluczowe mogą być wyniki kontroli służb miejskich, które odkryły naruszenie prawa w kilku punktach – mówi Marcin Gugulski. – jedno z naruszeń dotyczy podnajęcie przez najemcę osobie, która ma koncesję na prowadzenie budki z wódką. Od dłuższego jest to stały proceder w Warszawie: ktoś dostaje zgodę na zajęcie pasa drogowego, żeby móc tam prowadzić np. działalność handlową, sprzedaż artykułów spożywczych, po czym podnajmuje osobie, która ma zgodę na prowadzenie punktu sprzedaży alkoholu. W związku z tym jest przecięcie dwóch sytuacji. Mamy dwa podmioty, z których jeden narusza prawo i kwalifikuje się to na odbiór prowadzenia handlu alkoholem, ale to z kolei narusza interesy, tego, kto dostał zgodę na zajęcie pasa drogowego pod handel.
Wygodny pretekst
Ale w grę wchodzą jeszcze inne naruszenia, które w sumie powinny skutkować cofnięciem koncesji na alkohol. Ale to potrwa. – Ta sprawa w jakiejś perspektywie ma zostać rozwiązana systemowo; do umów dotyczących zajmowania pasa drogowego pod handel ma zostać wprowadzona klauzula, że nie wolno tam prowadzi handlu alkoholem – mówi radny Gugulski. – O ile wiem, w tej konkretnej umowie była klauzula, że nie wolno podnajmować wynajętego lokalu. A to zostało naruszone. To wygodny pretekst, żeby się pozbyć całodobowego alkoholu w tym miejscu. Niestety to wszystko jeszcze potrwa.
Dla ojca Kazimierza Lorka i jego parafian, dla którego ten sklep w takim miejscu to zgorszenie, wszystko to trwa za długo. - O. Lorek uważa, że jak dzieje się zło, trzeba je szybko wytępić. A dla urzędników to jedna z setek spraw – mówi radny Gugulski. – Trzeba ją załatwić porządnie, żeby potem właściciel sklepu monopolowego w odwołaniu nie mógł wskazać, że został naruszony jakiś przepis przy podejmowaniu decyzji o usunięciu go stamtąd.
Tymczasem w Wielki Piątek, gdy z kościoła ruszyła Droga Krzyżowa, obok, w kiosku sprzedawano wódkę, wino i piwo. Ustawiała się nawet kolejka. O. Lorek był zszokowany, gdy zobaczył sprzedaż trunków w świąteczny poniedziałek. Do stałych nabywców dołączyła młodzież, która wróciła do Warszawy. To już chyba szczyt zdziczenia – ocenia o. Lorek.
Witold Dudziński
Fot. Marcin Żegliński
Monopolowy na okrągło
O sprawie pisaliśmy na początku roku. Tuż przed Bożym Narodzeniem kościołowi pw. św. Antoniego Marii Zaccarii, należącemu do Ojców Barnabitów przybył nowy sąsiad: sklep monopolowy. Kościół – łatwo przekonać się naocznie – jest teraz otoczony przez sklepy z trunkami. Tyle, ze dotychczas nie było tu miejsca, gdzie alkohol można kupować na okrągło dzień i noc.
Alkohol sprzedawano również w Boże Narodzenie, Nowy Rok i na Trzech Króli. – Mówiłem z ambony, jak nierozumni są ci, którzy wydali zgodę na sprzedaż alkoholu w takim miejscu i bez konsultacji społecznych – mówił wtedy o. Lorek. Jak zwracał uwagę, w okolicy, oprócz kościoła są przedszkola, szkoły i szpital.
A na terenie przykościelnym jest parafialny ośrodek „Dom Chleba”, który wydaje posiłki, odzież i środki higieny kilkuset bezdomnym. Ich sytuacja życiowa często wynika z alkoholizmu, a ten niekiedy z powszechności dostępu do alkoholu. Niektórzy leczą się w pobliskim Instytucie Psychiatrii i Neurologii.
Ojciec Lorek od początku roku wysłał dziesiątki listów i apeli, próśb i gróźb do różnych miejskich instytucji. „Sklep (…) burzy mir i porządek społeczny w naszej okolicy i jest zagrożeniem dla ładu publicznego na terenie parafii i dzielnicy Mokotów i Wilanów – pisał m.in. - Nie możemy pozostać obojętni wobec tej sytuacji, która stanowi realne zagrożenie dla całej społeczności lokalnej”. Wsparli go mokotowscy i stołeczni radni. W Radzie Dzielnicy Mokotów odbyły się specjalne posiedzenia zainteresowanych komisji. Przyniosło to pierwsze efekty, w tym kontrole, analizy itp.
Handel w pasie drogowym
Marcin Gugulski, radny Mokotowa z PiS, już wtedy rozkładał ręce: sprawa nie jest prosta, niełatwo będzie się pozbyć sklepu, którego właściciel otrzymał wieloletnia – w tym wypadku dziesięcioletnią – koncesję. Jednak dziś jest optymista, bo choć urzędnicze młyny mielą powoli, to jednak mielą. A wydaje się, że walka o. Lorka z monopolowym w perspektywie kilku miesięcy przyniesie sukces.
– Kluczowe mogą być wyniki kontroli służb miejskich, które odkryły naruszenie prawa w kilku punktach – mówi Marcin Gugulski. – jedno z naruszeń dotyczy podnajęcie przez najemcę osobie, która ma koncesję na prowadzenie budki z wódką. Od dłuższego jest to stały proceder w Warszawie: ktoś dostaje zgodę na zajęcie pasa drogowego, żeby móc tam prowadzić np. działalność handlową, sprzedaż artykułów spożywczych, po czym podnajmuje osobie, która ma zgodę na prowadzenie punktu sprzedaży alkoholu. W związku z tym jest przecięcie dwóch sytuacji. Mamy dwa podmioty, z których jeden narusza prawo i kwalifikuje się to na odbiór prowadzenia handlu alkoholem, ale to z kolei narusza interesy, tego, kto dostał zgodę na zajęcie pasa drogowego pod handel.
Wygodny pretekst
Ale w grę wchodzą jeszcze inne naruszenia, które w sumie powinny skutkować cofnięciem koncesji na alkohol. Ale to potrwa. – Ta sprawa w jakiejś perspektywie ma zostać rozwiązana systemowo; do umów dotyczących zajmowania pasa drogowego pod handel ma zostać wprowadzona klauzula, że nie wolno tam prowadzi handlu alkoholem – mówi radny Gugulski. – O ile wiem, w tej konkretnej umowie była klauzula, że nie wolno podnajmować wynajętego lokalu. A to zostało naruszone. To wygodny pretekst, żeby się pozbyć całodobowego alkoholu w tym miejscu. Niestety to wszystko jeszcze potrwa.
Dla ojca Kazimierza Lorka i jego parafian, dla którego ten sklep w takim miejscu to zgorszenie, wszystko to trwa za długo. - O. Lorek uważa, że jak dzieje się zło, trzeba je szybko wytępić. A dla urzędników to jedna z setek spraw – mówi radny Gugulski. – Trzeba ją załatwić porządnie, żeby potem właściciel sklepu monopolowego w odwołaniu nie mógł wskazać, że został naruszony jakiś przepis przy podejmowaniu decyzji o usunięciu go stamtąd.
Tymczasem w Wielki Piątek, gdy z kościoła ruszyła Droga Krzyżowa, obok, w kiosku sprzedawano wódkę, wino i piwo. Ustawiała się nawet kolejka. O. Lorek był zszokowany, gdy zobaczył sprzedaż trunków w świąteczny poniedziałek. Do stałych nabywców dołączyła młodzież, która wróciła do Warszawy. To już chyba szczyt zdziczenia – ocenia o. Lorek.
Witold Dudziński
Fot. Marcin Żegliński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz