W dobie tabletów, smart fonów, czytników i podobnego elektronicznego drobiazgu, coraz rzadziej możemy znaleźć pod choinką książki. Chyba nie wiemy, co tracimy.
Książka nie jest już tak oczekiwanym prezentem świątecznym jak kiedyś, ale to pewnie nie o tej sytuacji myślał Stanisław Jerzy Lec, pisząc, że łatwiej jest mieć kilka własnych książek niż jedno własne zdanie. Dziś Mistrz Lec, gdyby chciał, żeby go zrozumiano, musiałby pisać nie o książkach, lecz o wspomnianych elektronicznych gadżetach.A co by zrobił Francesco Petrarka, twierdząc niegdyś, że książki nigdy nie bywają w złym humorze; odpowiadają natychmiast na każde pytanie. Dziś na każde pytanie odpowie raczej pan Google, a nie słownik, czy encyklopedia. A jednak wielokrotne zapowiedzi końca ery Gutenberga były przedwczesne. Stara, poczciwa książka – nie tylko kucharska – trzyma się mocno.
Sprezentowanie pod choinkę książki kucharskiej nie jest złe, pod warunkiem, że jest pięknie wydana, a przepisy są zdrowe i niezbyt wyszukane. Warunki spełnia księga „Na zdrowie! Sekrety klasztornej kuchni i udanego życia”. Opisane tam klasztorne specjały i mecyje powstawały w miejscach wyciszenia, modlitwy i kontemplacji i bazowały na tym, co proste, naturalne, choć czasem oryginalne i zagadkowe. W tym tkwi ich siła i moc. Nazwy niektórych potraw mówią same za siebie. Zupa kartuzów, zupa wielkanocna, skwarki św. Łucji, zapiekanka św. Daniela. Palce lizać.


Każda nowa książka Wiktora Suworowa, dawnego oficera sowieckiej GRU, który zbiegł na Zachód i ujawnił tamtejszym służbom, a potem czytelnikom, wiele najtajniejszych tajemnic Sowietów, jest wydarzeniem. Jest nim także najnowsza, w której opisuje – w formie alfabetu - ludzi, z którymi się zetknął i tych, o których tylko słyszał, od Lenina, przez Stalina, po Putina. Jak każdą książkę Suworowa czyta się ją błyskawicznie, żałując potem, że już się skończyła.

Ta książka pojawiła się latem, ale miłośnikom sensacji może sprawić sporo radości także w zimowe wieczory. Głównym bohaterem jest golibroda Awraham Bahar. Wiedziony doniesieniami o krainie szczęśliwości – ZSRR - wyemigrował tam i dostał propozycję nie do odrzucenia: ma być osobistego fryzjera Stalina. A potem dzieje się, dzieje się.
WD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz