piątek, 12 grudnia 2014

Nowy krok w Nowy Rok

Mam poglądy, wyrażam je w tekstach, piosenkach itp. I jak łatwo zauważyć, w mediach głównego nurtu w ogóle mnie nie ma. Jestem zepchnięty na jakiś zupełny margines - mówi Andrzej Rosiewicz. Rozmowa z piosenkarzem, artystą muzykalnym, niekaralnym, znanym, lubianym, nieskorumpowanym



Robi Pan postanowienia noworoczne?

Regularnie. Teraz chciałbym uporządkować chaos, który jest we mnie. Świat powstał z chaosu, ale w sobie chciałbym zaprowadzić porządek duchowy i materialny. Może wreszcie się uda.

Nowy rok temu sprzyja?

Bardzo. To dobry start. Leżałem kiedyś dłużej w szpitalu, pamiętam postanowienie, że w Nowym Roku, codziennie napiszę tekst. W trzy tygodnie napisałem ich 30. I choć potem nie utrzymałem tempa, jednak to było coś.

Napisał Pan ponad normę.

Byłem przodownikiem pracy. Ważny był wewnętrzny doping, postanowienie i trochę siły woli. Jak nie wyznacza się sobie ram, okresu „od” do „do” wszystko się rozmywa. Jak terminy gonią, to nas dopinguje. Gdy wiem, że mam napisać coś na jutro, to napiszę. A jak na kiedyś, to jest kłopot. Przymus bywa potrzebny.

Kiedy Pan wyczerpał tę normę z nawiązką?

Ponad 30 lat temu, to był owocny i niezwykły czas pierwszej Solidarności. Powstały piosenki, które chodzą za mną do dziś: „Propaganda sukcesu”, „Piosenka o zachodnich bankierach – graj Cyganie, graj” i „Chcemy prawdy”. Tę ostatnią warto może przytoczyć choćby we fragmencie, bo jest szczególnie aktualna i dziś, gdy w Polsce są kłopoty z prawdą. „Prawdy, prawdy po trzykroć, prawdy jako chleba, / Oto hasło na dzisiaj, tego nam potrzeba! / Niech słowo znaczy – słowo, a nie hasło puste, / I nie prawda odbita w szybie krzywych luster!”


A co z postanowieniami na 2015 rok?

Muszę uporządkować parę spraw. Także swoje zasoby, archiwum, które są w rozsypce. Ludzie, gdy coś potrzebują, klikają myszką i mają. Ja nie jestem na tym etapie, muszę buszować, szukać, przez co tracę nerwy i energię. Ale naprawdę wielkim zadaniem na przyszły rok jest zajęcie się dziećmi. Są bardzo muzykalne, uczą się gry: Jędrzej, który ma 17 lat – na fortepianie, a piętnastoletnie bliźnięta – Irenka na flecie poprzecznym, Adaś na wiolonczeli. Grają muzykę klasyczną, a rynek jest trudny, dlatego nie chciałbym, żeby poprzestały na klasyce. Zarobki w orkiestrach, filharmoniach są fatalne.

I jeszcze się trudno się do nich dostać.

Tak, jak w dowcipie: „Ktoś się pyta na ulicy: - Jak trafić do filharmonii? – Ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć”. Muszę się pochylić nad tym, żeby grały także muzykę rozrywkową. Wtedy będzie im się łatwiej przebić na tym trudnym rynku. Muszę też popracować nad swoją urodą. Bo jak spotkałem niedawno prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz i powiedziałem jej „dzień dobry”, nie odpowiedziała i zasłoniła oczy. Brakuje mi pewnie urody, ale żeby aż tak?

Startował Pan w wyborach samorządowych. W nowym roku też będzie Pan mieszał w polityce?

Będę się interesować polityką, ale co do jej uprawiania mam mieszane uczucia, bo ta sfera życia opiera się logice. Myślałem sobie: Rosiewicz, dość popularny gość, lubiany, ceniony, powinien mieć dużo wyborców. Co się okazało? Byłem dziesiąty na liście, a mój mniej znany kolega był pierwszy. Dostał więcej głosów, ale prowadził kampanię. Jednak i jego, i mnie, wbrew jakiejkolwiek logice, pokonała jakaś nieznana pani, w ogóle nie prowadząca kampanii. To zagadka polityki, pozbawionej jakiejkolwiek logiki. Jednak polityka wdziera się wszędzie, dlatego jakiś wpływ na nią chciałbym mieć. Mam poglądy, wyrażam je w tekstach, piosenkach itp. I jak łatwo zauważyć, w mediach głównego nurtu w ogóle mnie nie ma. Jestem zepchnięty na jakiś zupełny margines, nie ma mnie.

Z jakiegoś powodu?

Nie ma wątpliwości, że chodzi o poglądy, które rządzącym nie podobają się. U schyłku PRL, jak się powiedziało coś nie tak, odsuwali na pór roku, dawali jakąś karę. A tu w ogóle osuwają i już.

Karierę zrobiła ostatnio piosenka „Płonie tęcza”. Nie kochają Pana za nią.


Sam usłyszałem to w Internecie: „Płonie tęcza i płaczą geje, bufetowa jest wśród nas”. Rozśmieszyło mnie to, trochę dopisałem. Nie pochwalam palenia tęczy, ale jej obecność w tym miejscu nie ma uzasadnienia. Gdyby stała na Polu Mokotowskim, albo jakimś innym polu, nie miałbym nic przeciwko. Ale nie na Placu Zbawiciela! To prowokacja, która ma dzielić ludzi. Utrzymanie jej kosztuje krocie i z estetycznego punktu widzenia to nieporozumienie. Kiczowaty twór, obce ciało w zabytkowym, ważnym kulturowo miejscu. Nadziei, że przy tych rządach w przyszłym roku zniknie, jednak nie ma. Pozostaje śpiewanie piosenki.

Wojciech Dudkiewicz
tot andrzejrosiewicz.com.pl





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz