poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Czas na reparacje


Mimo upływu kilkudziesięciu lat od zakończenia II wojny światowej, Polska nie otrzymała reparacji wojennych od Niemców. 

Przeciwnie: sama je płaciła Sowietom, za… Niemców. Czas wrócić do sprawy, potrzebna jest dobra wola rządu. „Tusku, musisz!”.


Zniszczenia wojenne, to jedna z głównych przyczyn zapóźnienia Polski. Tymczasem nigdy od Niemców nie otrzymaliśmy rekompensaty za zniszczenia i straty wywołane ich agresją. Co prawda dziesięć lat temu Sejm podjął uchwałę zobowiązującą rząd do podjęcia działań w tej sprawie, ale kolejni premierzy jej nie podjęli.
– Polska wciąż ma prawo dochodzić od Niemiec reparacji wojennych. Nigdy z nich nie zrezygnowała! – mówi prof. Bogdan Musiał, historyk z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Brak takich reparacji to pozostałość komunizmu, wieloletniej zależności od Sowietów, ale i skutek zaniedbań władz III RP. – Po II wojnie światowej wszyscy na Zachodzie odszkodowania dostali. Polska, jedna z największych ofiar Hitlera, nie dostała nic.

Sprawa w Polsce jest tematem nieobecnym, bo niewygodnym dla rządzących. Głośniej było na ten temat przed czterema laty, gdy Niemcy wpłacili ostatnią ratę reparacji zasądzonych im w Traktacie Wersalskim w 1920 r. Płacąc ratę reparacji Francji i Wielkiej Brytanii za straty poniesione przez te kraje w czasie… I wojny światowej – po 92 latach zostali rozliczeni za wyrządzone szkody po rozpętanej przez siebie I wojnie światowej.
Nie zostali natomiast rozliczeni – wobec Polski – za zniszczenia i szkody po rozpętanej przez siebie II wojnie światowej. – Polacy nigdy reparacji nie dostali – podkreśla prof. Musiał. Zresztą zanosiło się na to już podczas konferencji w Poczdamie w 1945 r. Uzgodniono, że Niemcy zapłacą 20 mld ówczesnych dolarów, a połowa kwoty miała przypaść Związkowi Sowieckiemu, z której to Sowieci mieli zaspokoić polskie żądania. Mało konkretne stwierdzenie powodowało, że Polacy mogli liczyć tylko na dobrą ZSSR.

– W dwustronnych rozmowach ustalono, że Sowieci przekażą Polsce 15 proc. swojej części reparacji, czyli 1,5 miliarda dolarów. Nie przekazano ich, obniżono tę część do 7,5 proc. – mówi prof. Musiał. Do 1953 r., gdy zakończyły się wypłaty reparacyjne, Polska otrzymała – według sowieckich, zawyżonych danych – urządzenia i towary na sumę 230 mln dolarów (a miała dostać na kwotę 750 mln). Jednak nawet te dane Sowietów nie pokazują rzeczywistości. Bo narzucili Polsce ogromny… haracz.
Haracz to coroczne ogromne dostawy węgla, po ok. jednej dziesiątej ceny. – Sowieci nie pokrywali nawet kosztów transportu! Czyli to Polska płaciła ZSSR reparacje wojenne za Niemców. Nie wiadomo za co, bo w Poczdamie ustalono, że będzie odwrotnie – mówi prof. Musiał. Jak oblicza się, na takich „reparacjach”, Polska straciła 600 mln ówczesnych dolarów. – A ten fatalny bilans pogłębiony został dodatkowo przez sowiecki rabunek urządzeń, surowców, całych fabryk.

Z badań Bogdana Musiała wynika, że do rabunków dochodziło na całym obszarze między Odrą a Bugiem. Sowieci w sierpniu 1945 r. zrzekli się roszczeń do mienia niemieckiego w całej Polsce, w tym także na ziemiach zachodnich, jednak wcześniej przez pół roku nie tracili czasu. Wszystkie fabryki i zakłady na terenach niemieckich, które miały wejść w skład Polski, oraz cały przemysł ciężki (metalurgiczny, zbrojeniowy, chemiczny itd.) na terenie Polski uznano za zdobycz wojenną.
Demontowano i wywożono całe fabryki, elektrownie, urządzenia, tory kolejowe, stacje telefoniczne, rzeźnie, surowce, prefabrykaty, bydło. Według danych sowieckich wywieziono 146 tys. wagonów kolejowych urządzeń, sprzętu, a także różnych cennych materiałów, ważących prawie 2 mln ton. Była to najpewniej największa akcja rabunkowa w historii XX wieku.



Złodziejskie, z naszego punktu widzenia, wypłaty reparacyjne zakończyły się w sierpniu 1953 r., gdy Stalin zrzekł się kolejnych roszczeń wobec Niemiec, a zaraz za nim uczynił to rząd PRL, składając w tej sprawie oświadczenie. I właśnie to oświadczenie Niemcy wykorzystują do stwierdzenia, że wszelkie zobowiązania reparacyjne wobec Polski zostały zapłacone.
– Wymuszona przez Stalina na komunistycznych władzach w Warszawie deklaracja o zrzeczeniu się roszczeń nie ma żadnej mocy prawnej – podkreśla prof. Musiał. – Nie ma żadnej ustawy, żadnego dokumentu rządowego na ten temat. Ogłoszono tylko w prasie, że Polska rezygnuje. Gdyby nawet taki akt prawny istniał, i tak byłby nieważny. Nie była to suwerenna polska decyzja, lecz podjęta w Moskwie. Berlin nie może się tym zasłaniać.

Berlinowi pomaga w tym część polskich ekspertów. – Podważanie ustaleń poczdamskich czy układu z 1953 r., np. przez dowodzenie, że nie byliśmy wówczas stroną ani suwerennym podmiotem, mogłoby przynieść fatalne skutki polityczne, w tym żądania terytorialne ze strony Niemiec – stwierdził np. prof. Władysław Czapliński z Polskiej Akademii Nauk.
Ale większość specjalistów ma inne zdanie: sprawa wciąż jest otwarta, nie ma mowy o rozliczeniu się Niemców ze zniszczeń i strat wywołanych ich agresją. Berliński adwokat Stefan Hambura stwierdził w swoim opracowaniu dla Sejmu, że takie reparacje są możliwe do wyegzekwowania. „Oświadczenie rządu PRL (…) było nieważne i jako takie nigdy nie wywierało i nie wywiera skutków prawnych” – napisał w ekspertyzie prof. Jan Sandorski.

Gdy Sejm we wrześniu 2004 r. podjął uchwałę, w której wezwał rząd do podjęcia działań w kwestii otrzymania przez Polskę rekompensaty finansowej i reparacji wojennych za zniszczenia oraz straty spowodowane przez niemiecką agresję, okupację, ludobójstwo i utratę niepodległości przez Polskę, mógł to być dobry punkt wyjścia do starań o wynagrodzenie Polsce strat. Niestety, ówczesny premier Marek Belka oświadczył, że występowanie z takimi postulatami jest niebezpieczne dla Polski, a uchwała nie jest dla niego wiążąca.
Kiedy rok później, tuż przed wyboami do Sejmu, Jan Rokita i Jarosław Kaczyński zapowiedzieli, że jeśli wspólnie utworzą rząd, będą się domagać wypłacenia Polsce należnych reparacji, nic nie mogło z tych obietnic wyjść: PO-PiS nie powstał, sprawa została odłożona i nie wiadomo, kiedy i czy powróci.

„Gdyby Polacy wystawili nam rachunek za zniszczone miasta, zrujnowane fabryki, zrabowane dzieła sztuki czy zapóźnienie cywilizacyjne będące konsekwencją wojny – ostrzegał Niemców Günter Grass, niemiecki pisarz, laureat Nagrody Nobla – bylibyśmy dłużnikami w nieskończoność”. Czy nie czas na wystawienie tego rachunku?
– Z prawnego punktu widzenia mamy taką możliwość – mówi prof. Bogdan Musiał. – A czy powinniśmy to zrobić? Niemcy wszelkimi sposobami będą blokować takie roszczenia, ale jest to potrzebne już chociażby ze względu na wywołanie dyskusji.

W 75. rocznicę niemieckiej agresji na Polskę, 1 września rano, gdy spadły pierwsze bomby na Wieluń, mec. Stefan Hambura złoży pozew przeciwko Niemcom o wypłatę odszkodowań za mienie zagrabione Polakom w tym kraju podczas wojny. Sprawa dotyczy dekretu Göringa i konfiskaty majątku polskich organizacji wartego, według dzisiejszych cen z odsetkami, 500 mln euro.
– Niemcy przegrali wojnę, którą wywołali, ale krzywd polskiej mniejszości nie naprawili do dziś. Pora im to przypomnieć – mówi mec. Hambura. Związek Polaków w Niemczech dotarł do dowodów, które dają szansę na powodzenie w sądzie. Ale co z reparacjami wojennymi, których Polska nigdy od Niemców nie otrzymała?

– Jest taka możliwość, tyle, że chyba musiałby się zmienić rząd i wymiar sprawiedliwości – przyznaje mec. Hambura. – Nie jest powiedziane, że sprawa jest nieaktualna. Nie ma traktatu pokojowego Polski z Niemcami, jest tylko traktat „Dwa plus cztery” [z 1990 r., dotyczący zjednoczenia Niemiec – przyp. wd]. Gdy zmieni się sytuacja polityczna w świecie, sprawa może wrócić, ale i wtedy wiele będzie zależeć od determinacji polskiego rządu.
Wywołanie sprawy powinno, zdaniem prof. Musiała, służyć co najmniej edukacji. Sowieckie rabunki i to, jak z reparacjami było, są zapomniane nawet w Polsce. – W Niemczech panuje przekonanie, że Polska zyskała gospodarczo dzięki przesunięciu granic i przejęciu uprzemysłowionych niemieckich terenów – mówi. – Niemcy czują się ofiarami Polaków, nie mają świadomości, co w Polsce zrobili.



Wojciech Dudkiewicz








Wymierne straty



Rachunek strat i zniszczeń, jakie ponieśliśmy, został sporządzony przez rządowe Biuro Odszkodowań Wojennych w 1947 r. Podczas II wojny światowej zginął co czwarty obywatel RP, razem ok. 6 milionów osób, w tym: 200 tys. żołnierzy, co trzeci lekarz, nauczyciel, wykładowca wyższej uczelni, co czwarty prawnik i ksiądz. Na roboty przymusowe wywieziono 2,8 mln osób. Po wojnie pozostało 590 tys. inwalidów, 1,1 mln ciężko chorych, 3,6 mln wdów i sierot. Sprawozdanie BOW podkreślało wysoki wskaźnik strat biologicznych Polski - ponad 6 mln uśmierconych.

Polska znajduje się na pierwszym miejscu wśród krajów, które najbardziej ucierpiały gospodarczo. Zniszczono 85 proc. majątku kolei: 2,5 tys. lokomotyw, 6,3 tys. wagonów osobowych, 84 tys. wagonów towarowych, 80 proc. mostów kolejowych, 7 tys. km torów. Zniszczono trzy czwarte majątku przemysłowego: 20 tys. fabryk, 160 tysięcy warsztatów i małych zakładów, 64 statki morskie.

Wytrzebiono jedną trzecią drzewostanu: 200 tys. ha lasów całkowicie zniszczono, 500 tys. ha poważnie zdewastowano, 22 mln metrów sześciennych drewna wywieziono do Rzeszy. W rolnictwie plony spadły do poziomu sprzed I wojny światowej. Zniszczono jedną piątą majątku rolniczego: pół miliona gospodarstw rolnych, a także ponad połowę koni, trzy czwarte bydła rogatego, 85 proc. trzody chlewnej. Ogół strat gospodarczych Polski wyniósł 49,2 mld ówczesnych dolarów, czyli ok. 800 mld dzisiejszych. Obliczono, że straty wynikłe z biologicznego osłabienia Narodu stanowią 29 proc. strat gospodarczych. Rachunek BOW dotyczył tzw. ziem dawnych, nie obejmował ziem utraconych, ani „odzyskanych”.





wd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz