Rozmowa z Marcinem Kaczkanem z Klubu Wysokogórskiego Warszawa, himalaistą, kierownikiem wyprawy na K-2
arch mk |
W ramach programu Polski Himalaizm Zimowy wyruszacie na wyprawę na drugi, uważany za najtrudniejszy do zdobycia, ośmiotysięcznik. To cel, czy przygotowanie do zimowej wyprawy na K-2, jedna z dwóch gór dotychczas nie zdobytych zimą?
Chcemy zdobyć szczyt, ale głównym celem jest przygotowanie się do zimowej wyprawy. Ci, którzy mieliby tam wrócić w zimie powinni zdobyć doświadczenie we wspinaczce na tej górze. Bo jest niesamowita. stanowiąca wyzwanie nawet dla najlepszych.
Pan dwukrotnie zdobywał K-2 i dwukrotnie mi się nie udało. Czyli ma pan porachunki z górą?
arch mk |
K-2 to góra, na której człowiek pojawia się szczególnie rzadko, a zimą nie pojawił się jeszcze nikt. Polacy próbowali tego parokrotnie. I… nic.
Na tej górze wydaje ci się, że jesteś blisko, tuż, tuż, ale naprawdę jesteś daleko. Największe trudności są tuż przed samym szczytem. Do tego to są góry Karakorum. Warunki zimowe są tam znacznie bardziej trudne niż w Himalajach. Często nie wystarczają umiejętności, przygotowanie, siła ducha. Huraganowe wiatry są w stanie zniechęcić, albo zawrócić z drogi nawet najlepszych.
Ubiegły rok był tragiczny i dla polskiego himalaizmu i dla programu PHZ. Pan uczestniczył w wyprawie na Gasherbrumy razem z szefem projektu Arturem Hajzerem. Ten legendarny himalaista w czasie tej wyprawy zginął. To Pana zniechęciło, czy jeszcze bardziej zachęciło do kolejnych wypraw w góry wysokie?
arch jn |
W ubiegłym roku wypadków było szczególnie dużo.
Rok był pod tych względem pechowy. Wypadek na Broad Peaku, a potem śmierć Artura – wszystko to przebiło się do opinii publicznej. Ale w naszym środowisku – nie chciałbym, żeby to zabrzmiało obrazoburczo – jesteśmy do śmierci przyzwyczajeni. Choć przecież samobójcami nie jesteśmy. Granica ryzyka jest przesunięta. Jest większe niż w innych sportach, jesteśmy z tym obyci.
W takich sytuacjach, tzn. zagrożenia, ryzyka, w obliczu śmierci , a nawet po prostu w majestacie wysokich gór, jest chyba bliżej do Pana Boga?
Różnie bywa. W najtrudniejszych sytuacjach, warunkach – są na prawdę ekstremalne, człowiek myśli przede wszystkim o co ma zrobić za chwilę, gdzie postawić but, nogę, rękę, jak zabezpieczyć się przed spadnięciem. Działa mechanizm totalnego wyłączenia się. Oczywiście, można i czuje się wielkość absolutu. Niektórzy Boga, inni natury, inni jeszcze inaczej. Ale w górach najwyższych takie przeżycia ustępują walce o życie. Bardziej czuje się, gdy ta walka, już na dole jest skończona, albo jeszcze nie rozpoczęta. W czasie wspinaczki myśli się o założeniu kolejnego obozu, potem o napiciu się stopionego śniegu, zmrużeniu oka, potem się wstaje się i dalej jest praca w tym kołowrotku. Miejsca na metafizykę, metafizyczne odczucia nie ma wiele.
A po zdobyciu góry?
Jest spora radość, zadowolenie, że już się jest, że już nie trzeba skrobać się do góry. Ale euforii raczej nie ma. Droga w dół nie jest bardziej męcząca, ale najczęściej najbardziej niebezpieczna.
Ile potrwa wyprawa na k-2?
Trochę ponad dwa miesiące. Planowane wejście na szczyt ma być pod koniec lipca, na początku sierpnia.
A zimowa wyprawa? Wróci pana na K-2 zimą, za kilka miesięcy?
arch jn |
Rozmawiał Wojciech Dudkiewicz
Fhttp://www.niedziela.pl/artykul/112813/nd/Zima-latem
Marcin Kaczkan ma 39 lat. Wspinał się w wielu górach świata. W 2010 r. zdobył w samotnym ataku Nanga Parbat (8125 m n.p.m.). Uczestniczył w wyprawach zimowych: Broad Peak i na K-2, letnich na K2 i Gasherbrumy I i II. Pracuje jako adiunkt na Politechnice Warszawskiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz