Dla mieszkańców okolic Błonia, Nieborowa, Pabianic, Ostrowa które ma przeciąć, na pewno nie. Dlatego protestują, nie chcą dopuścić do budowy. Gdy w grudniu ub.r. spotkali się i podpisali porozumienie ludzie z organizacji sprzeciwiających się budowie Kolei Dużych Prędkości, tłumów nie było. To zrozumiałe: do niektórych komitetów, stowarzyszeń, grup niezadowolonych z planów budowy KDP, trudno było dotrzeć, inne są w organizacji, jeszcze inne… jeszcze nie powstały.
Plany budowy linii Y – jak nazwano szybkie koleje (od kształtu, który ma przypominać tę literę) od początku wydawały się bajkowe. Pociągi mają jechać, łącząc Warszawę z Łodzią, Poznaniem i Wrocławiem, z prędkością nawet 300 km na godz. – Zapowiedź, że inwestycja ma spowodować, iż będziemy się poruszać dwa, trzy razy szybciej, robi wrażenie – przyznaje Karol Trammer, szef pisma „Z biegiem szyn”. Ale to jedna strona medalu. – Wystąpią [znane w drogownictwie i kolejnictwie – przyp. WD] efekty tunelu, antytunelu, pompy i starorzecza, przez co ucierpi wiele miejscowości na trasie.
Czeka je hałas, bariery w dostępie do sąsiednich terenów, odcięte drogi, pola, itp. Tego obawiają się mieszkańcy okolic przez które ma przejść ta kolej. Tworzone przez nich stowarzyszenia początkowo domagały się zmian proponowanego przebiegu linii. Ale dziś żądają już tylko zaprzestania prac nad projektem. Argumentów mają sporo. Budowa pochłonie mnóstwo pieniędzy, poprzecina gminy, utrudni komunikację. A ułatwi życie tylko wybranym.
Ale czy jest o co kruszyć kopie, skoro rząd zamroził dwa lata temu plany budowy? W Nieborowie, Błoniu i pod Łodzią sądzą, że to zasłona dymna, a chodzi o wyciszenie protestów. Zakończenie budowy miało niby zostać przesunięte na 2030 r., ale prace nad studium wykonalności trwają. Wkrótce mają się rozpocząć prace nad szczegółowym przebiegiem linii, oceną jej wpływu na środowisko i kolejne pseudokonsultacje.
Pana Wojciecha z gminy Wodzierady k. Łasku kolej odetnie od córki. Linia ma iść przez gospodarstwo, po jednej stronie zostanie on, córka trafi za szyny. Ile kilometrów będą jeździć do siebie – nie wiadomo. Chyba, że się wyprowadzą. Przeprowadzka grozi też sołtysowi Świątników k. Pabianic Grzegorzowi Antoniewskiemu, któremu niemal zlikwidują wieś. Linia ma przejść przez wioskę, a także grunty orne tak, że nie będzie do nich dojazdu.
Pan Dariusz buduje w nieodległych Żytowicach hotel, nastawiony na obsługę turystów konnych. Obok przebiega szlak konny, wytyczony w Łódzkiem dużym nakładem środków. „Y” ma przebiegać 1,5 km od hotelu, przetnie fragment szlaku – czyli zniszczy go – i w ten sposób budowa straci sens…
Beata Ularowska, nauczycielka z pobliskich Prusinowic, współzałożycielka Międzygminnego Społecznego Komitetu Ochrony Środowiska (skupia osoby z trzech gmin z okolicy), takich historii zna sporo. Zresztą sama może być bohaterką jednej z nich, bo KDL ma mieć za płotem.
Komitet powstał przed rokiem, zaraz po tym, gdy dowiedzieli się, jak wyglądały tzw. konsultacje z samorządowcami. Samorządowcy opowiadali, jak wezwano ich do marszałka województwa łódzkiego, nie pytano o zdanie, zrobiono za to listę obecności, na której podpis był uznany za udział w konsultacji.
– Stwierdziliśmy, że jesteśmy robieni w bambuko. Postanowiliśmy stworzyć komitet. Potem dowiedzieliśmy, że w Błoniu i Nieborowie działają już podobne grupy – mówi Ularowska. – Teraz łączymy siły. Chcemy państwu oszczędzić bezsensownych wydatków na tę kolej. Gdyby doszło do budowy, będą wstrzymane wszelkie inne inwestycje kolejowe. Rozsypie się to, co już się sypie, a reszta zacznie się sypać.
Protesty przeciwko „Y” wynikały początkowo bardziej z arogancji władzy, chęci ominięcia przez nią konsultacji społecznych, niż z samej zapowiedzianej budowy. Zmuszono ich do działania. W podwarszawskiej gminie Błonie, pierwszy, kuriozalny wariant przewidywał przecięcie linią miasta. Po miesiącach utarczek mieszkańców, w połowie 2012 r., odbyło się ich spotkanie z projektantami.
– Wysłuchali nas, ale w tym, co potem nam pokazali, nie uwzględnili naszych opinii – mówi Anna Właszczuk ze Stowarzyszenia „Aktywni dla Regionu” z Błonia. Ba: bardziej pokroili gminę i bardziej inwazyjnie weszli w teren. Zaczęli pisać do marszałka Struzika, ministerstwa, posłów itp., ale nikt nie chciał poważnie rozmawiać.
O tym, jak ma przebiegać „Y” w okolicy Nieborowa, i że to już przesądzone, mieszkańcy dowiedzieli się wiosną ub.r. z ambony od proboszcza. Pędzące pociągi będzie widać z okien pałacu-muzeum w Nieborowie. KDP ma iść pod płotem zespołu pałacowego, perełki nie tylko w środkowej Polsce.
– Padną gospodarstwa agroturystyczne, okolice czeka ruina. Ksiądz nas ostrzegł, wójt uważał, że na razie nie ma problemu – zaznacza Katarzyna Fereniec-Obszańska ze Stowarzyszenia Ochrony i Rozwoju Ziemi Nieborowskiej. Ale problem jest, bo okolica, w tym Puszcza Bolimowska, jest już rozcięta przez autostradę. Teraz ma być przecięta na kolejne części przez KDP! Mają żyć między autostradą i koleją, gdzie nie da się żyć.
W pierwszej wersji szybka kolej miała odciąć jedną trzecią gminy Mikstat koło Ostrowa Wielkopolskiego. Burmistrz napisał do kolei, żeby przesunąć ją o kilometr. O tym jednak Renata Kędzia, radna gminna, założycielka Stowarzyszenia Ekologicznego Ziemi Mikstackiej, dowiedziała się niedawno.
– Burmistrz zrobił to bez akceptacji mieszkańców. Wiedział, że nie zgodzą się na cięcie gminy – mówi. – W pobliżu planowanej linii istnieje stara, nieremontowana od lat, można ją wykorzystać. I tędy droga, a nie przez budowę kosztownej linii, na którą nas nie stać.
Budowę autostrady w Duchnicach koło Ożarowa (dziś już ukończoną) przyjęto ze zrozumieniem, choć asfalt wylewano w ich najbliższej okolicy. Ludzie wiedzieli, że jest niezbędna dla gospodarki, rozwoju itp.
Budowę autostrady w Duchnicach koło Ożarowa (dziś już ukończoną) przyjęto ze zrozumieniem, choć asfalt wylewano w ich najbliższej okolicy. Ludzie wiedzieli, że jest niezbędna dla gospodarki, rozwoju itp.
– Co do budowy szybkiej kolei, przekonania nie mają. Co nam ona da, oprócz hałasu, rozcięcia gminy, ruiny gospodarczej? – zastanawia się Janusz Lenart ze Stowarzyszenia Przyjazne Duchnice. W grę wchodziły dwa warianty przebiegu KDP, jeden gorszy od drugiego. Jeden wiązałby się z wysiedleniami, linia przechodziłaby tuż obok osiedla i środek gminy. Dlatego burmistrz Ożarowa przedstawił drugi, odsuwający linię blisko autostrady.
– Zakłada więcej wysiedleń, ale burmistrzowi mniej psuje koncepcję rozwoju gminy. Dla ludzi jednak skutki byłyby gorsze. Korytarz między koleją i autostradą nie nadaje się do życia – mówi Lenart. – Początkowo protestowaliśmy przeciwko wybranemu wariantowi przebiegu linii. Jednak każdy z nich zakłada wysiedlenia, utrudnia życie, tnie gminę na kawałki. Dlatego dziś już w ogóle nie chcemy budowy.
Takie jest też stanowisko organizacji, których reprezentanci spotkali się w Nieborowie i zawiązali porozumienie. Uzupełnieniem wspólnej deklaracji jest dokument „Dlaczego Kolej Dużych Prędkości nie może powstać w Polsce”, gdzie pada sporo argumentów. Można go znaleźć na profilu Stowarzyszenia Ochrony i Rozwoju Ziemi Nieborowskiej na facebooku. Po co to porozumienie? Beata Ularowska: – Na wszelkie pisma, apele – jakie pisaliśmy jako poszczególne komitety – kolej, władze, urzędnicy odpowiadali: „KDP wszystkim się podoba tylko wy, jako jedyni mącicie”. Sugerowano, że nas mało, że jesteśmy jedyni. Teraz będzie widać, że nie jesteśmy jedyni, że jest nas wielu, choć mamy także silnych przeciwników.
Kim są? Janusz Leniart: – Ta budowa służy lobby związanemu z PKP, bo to są olbrzymie pieniądze. Za projekty, konsultacje, za budowę. Dużo nowych stanowisk, dużo inwestycji, przy których można się pożywić. To świetna okazja do kręcenia lodów. A że wyda się mnóstwo pieniędzy, które nic nie dadzą gospodarce i którymi będą jeździć, oprócz urzędników z PKP, bardzo nieliczni?
Jeszcze nikt nie powiedział, ile będą kosztować bilety. Gdy pytać ludzi, czy chcieliby, szybkiej kolei najczęściej odpowiedzą: no, jasne, że tak. Chcieliby jechać dwie godziny z Warszawy do Wrocławia, w trzy kwadranse do Łodzi. Ale niewielu wie, że bilet kosztowałby najpewniej kilka razy więcej niż teraz. Tyle, ile samolot.
– Są biznesmeni, menadżerowie, dla których te pieniądze są niewielkie, a zależy im na oszczędzeniu godziny. Ale to wąska grupa. Czy dla nich mamy wydawać ogromne pieniądze, a potem jeszcze dopłacać, bo te linie będą deficytowe?!
Wojciech Dudkiewicz
– Zakłada więcej wysiedleń, ale burmistrzowi mniej psuje koncepcję rozwoju gminy. Dla ludzi jednak skutki byłyby gorsze. Korytarz między koleją i autostradą nie nadaje się do życia – mówi Lenart. – Początkowo protestowaliśmy przeciwko wybranemu wariantowi przebiegu linii. Jednak każdy z nich zakłada wysiedlenia, utrudnia życie, tnie gminę na kawałki. Dlatego dziś już w ogóle nie chcemy budowy.
Takie jest też stanowisko organizacji, których reprezentanci spotkali się w Nieborowie i zawiązali porozumienie. Uzupełnieniem wspólnej deklaracji jest dokument „Dlaczego Kolej Dużych Prędkości nie może powstać w Polsce”, gdzie pada sporo argumentów. Można go znaleźć na profilu Stowarzyszenia Ochrony i Rozwoju Ziemi Nieborowskiej na facebooku. Po co to porozumienie? Beata Ularowska: – Na wszelkie pisma, apele – jakie pisaliśmy jako poszczególne komitety – kolej, władze, urzędnicy odpowiadali: „KDP wszystkim się podoba tylko wy, jako jedyni mącicie”. Sugerowano, że nas mało, że jesteśmy jedyni. Teraz będzie widać, że nie jesteśmy jedyni, że jest nas wielu, choć mamy także silnych przeciwników.
Kim są? Janusz Leniart: – Ta budowa służy lobby związanemu z PKP, bo to są olbrzymie pieniądze. Za projekty, konsultacje, za budowę. Dużo nowych stanowisk, dużo inwestycji, przy których można się pożywić. To świetna okazja do kręcenia lodów. A że wyda się mnóstwo pieniędzy, które nic nie dadzą gospodarce i którymi będą jeździć, oprócz urzędników z PKP, bardzo nieliczni?
Jeszcze nikt nie powiedział, ile będą kosztować bilety. Gdy pytać ludzi, czy chcieliby, szybkiej kolei najczęściej odpowiedzą: no, jasne, że tak. Chcieliby jechać dwie godziny z Warszawy do Wrocławia, w trzy kwadranse do Łodzi. Ale niewielu wie, że bilet kosztowałby najpewniej kilka razy więcej niż teraz. Tyle, ile samolot.
– Są biznesmeni, menadżerowie, dla których te pieniądze są niewielkie, a zależy im na oszczędzeniu godziny. Ale to wąska grupa. Czy dla nich mamy wydawać ogromne pieniądze, a potem jeszcze dopłacać, bo te linie będą deficytowe?!
Wojciech Dudkiewicz
wdd@onet.eu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz