uczestnik Powstania miał siedemnaście, osiemnaście, góra dwadzieścia kilka lat. Starsi, z pokolenia ich rodziców, byli na ogół tylko dowódcy powstania.
Historycy oceniają, że przeciętny powstaniec warszawski miał siedemnaście, dziewiętnaście, góra dwadzieścia kilka lat. Starsi na ogół byli tylko ich dowódcy. – Młodzi ludzie, przez okupacje, wojnę, wcześniej dojrzewali, szybciej wchodzili w dorosłość. Najwięcej było powstańców z rocznika 1925, następnie 1924, 1926, 1923 i 1927, czyli kolejno 19-, 20, 18, 21- i 17-latków – wylicza Katarzyna Utracka, historyk z Muzeum Powstania Warszawskiego.Katarzyna Utracka przyznaje: najbardziej świadomi sytuacji, konsekwencji powstania byli dowódcy, należący do pokolenia ich rodziców. – To była kadra oficerska, która brała udział w I wojnie światowej, w wojnie polsko-bolszewickiej, polsko-ukraińskiej, w wojnie 1939 r. Natomiast wśród szeregowych żołnierzy dominowała młodzież szkolna, studencka, którą do walki niósł zapał, chęć odwetu za pięć lat krwawej okupacji – mówi. Byli świadkami egzekucji, nie mogli normalne dojrzewać, dorastać, nie mogli bawić się, bo groziło łapanka, bicie, wywiezienie do obozu, egzekucja. Żyli pod wielkim napięciem. Potem z ogromnym zapałem szli do powstania.
– Wśród młodych żołnierzy do końca panowała chęć walki, zapał. Gdy młodzi powstańcy dowiedzieli się, ze są prowadzone rozmowy kapitulacyjne, wielu nie mogło tego zrozumieć, chcieli walczyć dalej, byli rozgoryczeni, buntowali się – mówi Utracka. – Do końca wierzyli, ze ich walka nie idzie na marne. Bo jak to, walczyli dwa miesiące, a teraz mają poddać się?
Chyba najmłodszym bohaterem, a na pewno najmłodszym kawalerem Krzyża Virtuti Militari, otrzymanym za wyjątkową odwagę i poświęcenie, był Witold Modelski, ps. Warszawiak, powstańczy łącznik. Stracił rodziców w pierwszych dniach walk, potem sam brał w nich udział. „Ubrany był jak prawdziwy żołnierz w hełm francuski, w mundur żołnierski, a za pasem nosił granat ręczny. Tam, gdzie nikt z łączników nie odważył się biec z meldunkiem, Warszawiak zgłaszał się zawsze na ochotnika, mimo huraganowego ognia” – opisywał go Lucjan Fajer w „Żołnierzach Starówki”. Chłopiec zginął kilka tygodni przed swoimi 12. urodzinami.
Chłopcy i dziewczyny z powstania
Dlaczego poszli do powstania? Dla Haliny Hołownii, ps. Rena, sanitariuszki z „Baszty”, to było oczywiste. – To było naturalną konsekwencją patriotycznego wychowania, jakie otrzymałam w II Rzeczpospolitej – mówi Annie Herbich. – Byłam dzieckiem tego kraju i tej epoki. Wpojono mi wielka miłość do ojczyzny, dla której – w godzinie próby – należy być gotowym na największe poświęcenia.
„Rena”, w chwili wybuchu powstania miała 17 lat. Wszyscy czuli euforię, sądzili, że szybko pozbędą się Niemców z Warszawy. – Niemcy na Służewcu początkowo byli zaskoczeni, ale szybko pozbierali się do kupy. To był żołnierz doświadczony, świetnie uzbrojony i zorganizowany. Przeciwnik niezwykle trudny. A nasze uzbrojenie i doświadczenie bojowe to był prawdziwy dramat – mówiła w rozmowie Annie Herbich, autorce książki „Dziewczyny z powstania”.
Jej rówieśnik, Jerzy Malewicz, uczestniczył w walkach na Starym Mieście w kompanii szturmowej batalionu „Gozdawa”, stworzonej głównie z gimnazjalistów, a mającej „zatykać wszelkie dziury”. – Ponieśliśmy ogromne straty tak, że w chwili upadku Starego Miasta, z naszego oddziału pozostało 7 ludzi zdolnych przejść kanałami do Śródmieścia – wspominał po latach. – Zostałem ranny w obie nogi i rękę, przestrzelono mi hełm w ostatniej próbie przebicia się do Śródmieścia. Noc po ranieniu leżałem w piwnicach Hotelu Polskiego na Długiej, zwanej Redutą Matki Boskiej, którą broniliśmy przez 6 dni.
Okoliczności śmierci Anny Grzegorczyk, łączniczki AK opisał po latach kpr Franciszek Dziubiński z batalionu „Kiliński”. – Redaktor Grzegorczyk [Marian, szef powstańczej „Rzeczpospolitej Polskiej”] prosił mnie o pomoc w pochowaniu córki. Spostrzegłem, że ona jeszcze żyła. Pobiegłem po doktora. Ten mówi, że umrze za godzinę, a on musi się zająć rannymi, których było pełno. Wtedy złapałem rewolwer i krzyczę: „Pan musi iść!”. A on odpowiada: „Panie, ja się dopiero co dowiedziałem, że cała moja rodzina zginęła, a jednak wykonuję swoją pracę” – wspominał. Anna Grzegorczyk, łączniczka AK, miała 16 lat gdy została śmiertelnie ranna.
Szkoła z Wadowic
Zdaniem prof. Aleksandra Nalaskowskiego, pokolenie powstańców niczym się nie różniło od innych. Byli uczniami gimnazjów i liceów, studiowali, uprawiali sport i interesowali się sportem, pisali wiersze, niektórzy wierzyli, inni nie, jeszcze inni wciąż poszukiwali. - Mieli jednak coś, co było uśpionym potencjałem. Był to rodzaj wybuchowego ładunku, który mogła zdetonować tylko okoliczność nadzwyczajna – twierdzi. Ładunek otrzymali od rodziców, którzy po 1918 r. zachwycili się Polską i budowali ją, którzy w 1920 r. musieli walczyć z bolszewikami.
Gdy w maju 1920 r. urodził się Karol Wojtyła, Polska, która niedawno odzyskała niepodległość, toczyła wojnę o przetrwanie z Rosją bolszewicką. Po latach Wojtyła - już jako papież - wracał do okoliczności historycznych swoich narodzin. - Urodziłem się w 1920 r., w maju, w tym czasie, kiedy bolszewicy szli na Warszawę. I dlatego noszę w sobie od urodzenia wielki dług w stosunku do tych, którzy wówczas podjęli walkę z najeźdźcą i zwyciężyli, płacąc za to swoim życiem - mówił Papież w czasie pobytu w Polsce w 1999 r. Ten dług, spłacało całe jego pokolenie. Wielu zginęło w Powstaniu Warszawskim.
Odwiedzający Wadowice zastanawiają się, co w tym miasteczku jest takiego, że tu urodził się i wychował Papież. Rodzina, ojciec - oficer wojska, duszpasterze i atmosfera szkoły, do której chodził - wszystko to, zdaniem wieloletniego proboszcza ks. inf. Jakuba Gila, miało największy wpływ na kształtowanie młodzieńca. Gimnazjum ściągało elitę z okolicy. Profesorowie czuli, że mają wyjątkową młodzież, dlatego poświęcali jej dużo czasu. Młodzi ludzie mieli w sobie entuzjazm związany z faktem, że przecież dopiero niedawno ojczyzna odzyskała niepodległość po wielu latach rozbiorów. Było czuć radość z wolności - tłumaczył „Niedzieli” ks. Gil.
Zośka, Alek i inni
Do podobnej szkoły, tyle że w Warszawie, chodzili kilka miesięcy młodsi od Karola Wojtyły Tadeusz Zawadzki ps. Zośka, Aleksy Dawidowski ps. Alek i Jan Bytnar ps. Rudy, żołnierze Grup Szturmowych Szarych Szeregów. Poznali się w gimnazjum Stefana Batorego, w 1939 r. zdali maturę, mieli piękne plany. Jednak wybuchła wojna, musieli wziąć w niej udział. Należeli do pokolenia, które po latach nazwano Kolumbami. Wojna była przeżyciem, które ukształtowało świadomość tego pokolenia.
Na ogół zdali potem egzamin z patriotyzmu, przyznaje prof. Jerzy Eisler, historyk z IPN. - Byli patriotycznie wychowywani. Mogli chodzić do polskiej szkoły, co nie było dane ich rodzicom i dziadkom, kilku poprzednim pokoleniom - mówi. - Do tego wychowano ich spójnie: szkoła, dom, harcerstwo, Kościół przemawiały jednym głosem. Bywało biednie, ale było też patriotycznie. Bez dwój myślenia z czasów PRL. Było to pokolenie przygotowane w etosie poświęcenia.
Byli beneficjentami tradycji pokoleń Polaków przez lata walczących o odzyskanie niepodległości. To dawało im szlif etyczny, historyczny, uważa prof. Jan Żaryn, historyk z UKSW. Mogli się już uczyć prawdy, dorastać w atmosferze wartości pozytywnych, a nie negacji rzeczywistości zaborczej. Byli beneficjentami czasu niepodległości. Ale nie mogli się spodziewać, że nagle zostaną przetestowani z patriotyzmu i będą musieli spłacać dług wobec poprzednich pokoleń, także tych, którzy wywalczyli niepodległość, wygrali wojnę 1920 r., budowali II RP, a potem tworzyli Państwo Podziemne.
Z bronią w ręku
„Zośka”, „ Alek” i „Rudy” zginęli z bronią w ręku zanim wybuchło powstanie. O rok przeżył ich inny równolatek Wojtyły – porucznik Zdzisław Racki ps. Rad. Poległ w walkach w rejonie ul. Żytniej. Był żołnierzem 2. kompanii „Rudy” batalionu „Zośka”, nazwanych tak na cześć poległych kolegów. O pięć lat przeżył ich kolega, nieco młodszy Jan Rodowicz ps. Anoda, żołnierz Grup Szturmowych, uczestnik powstania, później żołnierz II konspiracji. Zginął w siedzibie MBP, najpewniej wyrzucony przez okno. PRL nic, oprócz śmierci lub więzienia, nie miała do zaoferowania tysiącom ludzi z pokolenia Kolumbów.
O trzy lata młodszy od Karola Wojtyły był Wiesław Chrzanowski, w III RP minister sprawiedliwości i marszałek Sejmu. Walczył w w batalionie „Gustaw”, wywodzącym się z części Narodowej Organizacji Wojskowej scalonej z AK. Razem z kolegami był negatywnie nastawiony do powstania, ale gdy przyszedł rozkaz o wejściu do walki, nie było mowy o dyskusjach, liczył się obowiązek! Chrzanowski po wojnie odczuł ciężką rękę komunistów: sześć lat spędził w więzieniu.
- Rodzice ludzi z tego pokolenia byli wychowywani na literaturze romantycznej i przekazywali to swoim dzieciom - zwraca uwagę prof. Eisler. - Romantyczne lektury, uzupełnione Sienkiewiczem, Żeromskim, miały wpływ na ich postępowanie. Byli też pokoleniem o wielkiej wrażliwości społecznej. Rozumieli, że Polskę trzeba modernizować, że patriotyzm to także budowa bardziej sprawiedliwego państwa. - Stało się inaczej, niż marzyli, wielu nie zostało lekarzami, naukowcami, inżynierami - mówi prof. Eisler. - Swój egzamin musieli zdawać w zupełnie innych warunkach. A wielu najwartościowszych zginęło, trafiło do więzień, straciło zdrowie, zostało wywiezionych do łagrów.
Mieli być pokoleniem, które zbuduje III RP. To byłaby prawdziwa elita powojennej wolnej Polski, uważa prof. Jan Żaryn. Niestety, stało się inaczej, potrzeby były inne, musieli walczyć i ginąć.
Pałacyk Michla, Żytnia, Wola
Wielu z nich bardzo wielu z nas potem brakowało. Czwartego dnia powstania zginął Krzysztof Kamil Baczyński, żołnierz II plutonu „Alek” 2. kompanii „Rudy” batalionu „Zośka” AK, a w cywilu poeta, uznawany powszechnie za najwybitniejszego poetę czasów okupacji. Przed śmiercią, w wieku 23 lat, zdążył wydać cztery tomiki. Niecały miesiąc później zginęła, trafiona odłamkiem szkła w głowę, jego żona Barbara. Była wówczas w zaawansowanej ciąży. „Inne dziś nas prowadzą znaki, / „My już dla świata - niewidzialni - / I jeden tylko zbudzi hejnał / Żelazne kule głów” – pisał o śmierci Baczyńskiego Jacek Kaczmarski, bard.
Szesnastego dnia powstania zginął rówieśnik Baczyńskiego, też żołnierz AK i też wybitny poeta Zdzisław Stroiński. Stroiński, tak jak młodszy od niego o rok Tadeusz Gajcy, uznawany za drugiego obok Baczyńskiego najwybitniejszego poetę czasów wojny i okupacji, zginął przysypany w kamienicy niedaleko warszawskiego Arsenału.
W tym samym dniu, zmarł Roman Padlewski, nieco od nich starszy, 29-letni, a już wybitny kompozytor, skrzypek i pianista, ale wówczas przede wszystkim żołnierz Brygady Dywersyjnej „Broda 53” ze zgrupowania Radosław. Zmarł w szpitalu powstańczym na Starym Mieście, po tym jak 14 sierpnia na Woli, próbując zneutralizować goliata, został ciężko ranny.
Trzy tygodnie dłużej żył Józef Szczepański, ps. Ziutek, poeta, 22-letni żołnierz „Parasola”, wcześniej uczestnik m.in. zamachu na gen. SS Wilhelma Koppego w Krakowie, autor do dziś niepoprawnej politycznie, ale śpiewanej ostatnio przez „De Press”, piosenki „Czerwona zaraza”. Ciężko rannego w czasie osłaniania ewakuacji oddziałów ze Starego Miasta, przeniesiono go kanałami do Śródmieścia, do szpitala powstańczego, gdzie 10 września zmarł, pozostając znany przede wszystkim z piosenki uwieczniającej Kamienicę Michlera (Pałacyk Michla, Żytnia, Wola, / bronią się chłopcy spod „Parasola”, / choć na „tygrysy” mają visy — / to warszawiaki, fajne chłopaki — są!”), którą potem śpiewała cała Warszawa.
Wojciech Dudkiewicz
Chyba najmłodszym bohaterem, a na pewno najmłodszym kawalerem Krzyża Virtuti Militari, otrzymanym za wyjątkową odwagę i poświęcenie, był Witold Modelski, ps. Warszawiak, powstańczy łącznik. Stracił rodziców w pierwszych dniach walk, potem sam brał w nich udział. „Ubrany był jak prawdziwy żołnierz w hełm francuski, w mundur żołnierski, a za pasem nosił granat ręczny. Tam, gdzie nikt z łączników nie odważył się biec z meldunkiem, Warszawiak zgłaszał się zawsze na ochotnika, mimo huraganowego ognia” – opisywał go Lucjan Fajer w „Żołnierzach Starówki”. Chłopiec zginął kilka tygodni przed swoimi 12. urodzinami.
Chłopcy i dziewczyny z powstania
Dlaczego poszli do powstania? Dla Haliny Hołownii, ps. Rena, sanitariuszki z „Baszty”, to było oczywiste. – To było naturalną konsekwencją patriotycznego wychowania, jakie otrzymałam w II Rzeczpospolitej – mówi Annie Herbich. – Byłam dzieckiem tego kraju i tej epoki. Wpojono mi wielka miłość do ojczyzny, dla której – w godzinie próby – należy być gotowym na największe poświęcenia.
„Rena”, w chwili wybuchu powstania miała 17 lat. Wszyscy czuli euforię, sądzili, że szybko pozbędą się Niemców z Warszawy. – Niemcy na Służewcu początkowo byli zaskoczeni, ale szybko pozbierali się do kupy. To był żołnierz doświadczony, świetnie uzbrojony i zorganizowany. Przeciwnik niezwykle trudny. A nasze uzbrojenie i doświadczenie bojowe to był prawdziwy dramat – mówiła w rozmowie Annie Herbich, autorce książki „Dziewczyny z powstania”.
Jej rówieśnik, Jerzy Malewicz, uczestniczył w walkach na Starym Mieście w kompanii szturmowej batalionu „Gozdawa”, stworzonej głównie z gimnazjalistów, a mającej „zatykać wszelkie dziury”. – Ponieśliśmy ogromne straty tak, że w chwili upadku Starego Miasta, z naszego oddziału pozostało 7 ludzi zdolnych przejść kanałami do Śródmieścia – wspominał po latach. – Zostałem ranny w obie nogi i rękę, przestrzelono mi hełm w ostatniej próbie przebicia się do Śródmieścia. Noc po ranieniu leżałem w piwnicach Hotelu Polskiego na Długiej, zwanej Redutą Matki Boskiej, którą broniliśmy przez 6 dni.
Okoliczności śmierci Anny Grzegorczyk, łączniczki AK opisał po latach kpr Franciszek Dziubiński z batalionu „Kiliński”. – Redaktor Grzegorczyk [Marian, szef powstańczej „Rzeczpospolitej Polskiej”] prosił mnie o pomoc w pochowaniu córki. Spostrzegłem, że ona jeszcze żyła. Pobiegłem po doktora. Ten mówi, że umrze za godzinę, a on musi się zająć rannymi, których było pełno. Wtedy złapałem rewolwer i krzyczę: „Pan musi iść!”. A on odpowiada: „Panie, ja się dopiero co dowiedziałem, że cała moja rodzina zginęła, a jednak wykonuję swoją pracę” – wspominał. Anna Grzegorczyk, łączniczka AK, miała 16 lat gdy została śmiertelnie ranna.
Szkoła z Wadowic
Zdaniem prof. Aleksandra Nalaskowskiego, pokolenie powstańców niczym się nie różniło od innych. Byli uczniami gimnazjów i liceów, studiowali, uprawiali sport i interesowali się sportem, pisali wiersze, niektórzy wierzyli, inni nie, jeszcze inni wciąż poszukiwali. - Mieli jednak coś, co było uśpionym potencjałem. Był to rodzaj wybuchowego ładunku, który mogła zdetonować tylko okoliczność nadzwyczajna – twierdzi. Ładunek otrzymali od rodziców, którzy po 1918 r. zachwycili się Polską i budowali ją, którzy w 1920 r. musieli walczyć z bolszewikami.
Gdy w maju 1920 r. urodził się Karol Wojtyła, Polska, która niedawno odzyskała niepodległość, toczyła wojnę o przetrwanie z Rosją bolszewicką. Po latach Wojtyła - już jako papież - wracał do okoliczności historycznych swoich narodzin. - Urodziłem się w 1920 r., w maju, w tym czasie, kiedy bolszewicy szli na Warszawę. I dlatego noszę w sobie od urodzenia wielki dług w stosunku do tych, którzy wówczas podjęli walkę z najeźdźcą i zwyciężyli, płacąc za to swoim życiem - mówił Papież w czasie pobytu w Polsce w 1999 r. Ten dług, spłacało całe jego pokolenie. Wielu zginęło w Powstaniu Warszawskim.
Odwiedzający Wadowice zastanawiają się, co w tym miasteczku jest takiego, że tu urodził się i wychował Papież. Rodzina, ojciec - oficer wojska, duszpasterze i atmosfera szkoły, do której chodził - wszystko to, zdaniem wieloletniego proboszcza ks. inf. Jakuba Gila, miało największy wpływ na kształtowanie młodzieńca. Gimnazjum ściągało elitę z okolicy. Profesorowie czuli, że mają wyjątkową młodzież, dlatego poświęcali jej dużo czasu. Młodzi ludzie mieli w sobie entuzjazm związany z faktem, że przecież dopiero niedawno ojczyzna odzyskała niepodległość po wielu latach rozbiorów. Było czuć radość z wolności - tłumaczył „Niedzieli” ks. Gil.
Zośka, Alek i inni
Do podobnej szkoły, tyle że w Warszawie, chodzili kilka miesięcy młodsi od Karola Wojtyły Tadeusz Zawadzki ps. Zośka, Aleksy Dawidowski ps. Alek i Jan Bytnar ps. Rudy, żołnierze Grup Szturmowych Szarych Szeregów. Poznali się w gimnazjum Stefana Batorego, w 1939 r. zdali maturę, mieli piękne plany. Jednak wybuchła wojna, musieli wziąć w niej udział. Należeli do pokolenia, które po latach nazwano Kolumbami. Wojna była przeżyciem, które ukształtowało świadomość tego pokolenia.
Na ogół zdali potem egzamin z patriotyzmu, przyznaje prof. Jerzy Eisler, historyk z IPN. - Byli patriotycznie wychowywani. Mogli chodzić do polskiej szkoły, co nie było dane ich rodzicom i dziadkom, kilku poprzednim pokoleniom - mówi. - Do tego wychowano ich spójnie: szkoła, dom, harcerstwo, Kościół przemawiały jednym głosem. Bywało biednie, ale było też patriotycznie. Bez dwój myślenia z czasów PRL. Było to pokolenie przygotowane w etosie poświęcenia.
Byli beneficjentami tradycji pokoleń Polaków przez lata walczących o odzyskanie niepodległości. To dawało im szlif etyczny, historyczny, uważa prof. Jan Żaryn, historyk z UKSW. Mogli się już uczyć prawdy, dorastać w atmosferze wartości pozytywnych, a nie negacji rzeczywistości zaborczej. Byli beneficjentami czasu niepodległości. Ale nie mogli się spodziewać, że nagle zostaną przetestowani z patriotyzmu i będą musieli spłacać dług wobec poprzednich pokoleń, także tych, którzy wywalczyli niepodległość, wygrali wojnę 1920 r., budowali II RP, a potem tworzyli Państwo Podziemne.
Z bronią w ręku
„Zośka”, „ Alek” i „Rudy” zginęli z bronią w ręku zanim wybuchło powstanie. O rok przeżył ich inny równolatek Wojtyły – porucznik Zdzisław Racki ps. Rad. Poległ w walkach w rejonie ul. Żytniej. Był żołnierzem 2. kompanii „Rudy” batalionu „Zośka”, nazwanych tak na cześć poległych kolegów. O pięć lat przeżył ich kolega, nieco młodszy Jan Rodowicz ps. Anoda, żołnierz Grup Szturmowych, uczestnik powstania, później żołnierz II konspiracji. Zginął w siedzibie MBP, najpewniej wyrzucony przez okno. PRL nic, oprócz śmierci lub więzienia, nie miała do zaoferowania tysiącom ludzi z pokolenia Kolumbów.
O trzy lata młodszy od Karola Wojtyły był Wiesław Chrzanowski, w III RP minister sprawiedliwości i marszałek Sejmu. Walczył w w batalionie „Gustaw”, wywodzącym się z części Narodowej Organizacji Wojskowej scalonej z AK. Razem z kolegami był negatywnie nastawiony do powstania, ale gdy przyszedł rozkaz o wejściu do walki, nie było mowy o dyskusjach, liczył się obowiązek! Chrzanowski po wojnie odczuł ciężką rękę komunistów: sześć lat spędził w więzieniu.
- Rodzice ludzi z tego pokolenia byli wychowywani na literaturze romantycznej i przekazywali to swoim dzieciom - zwraca uwagę prof. Eisler. - Romantyczne lektury, uzupełnione Sienkiewiczem, Żeromskim, miały wpływ na ich postępowanie. Byli też pokoleniem o wielkiej wrażliwości społecznej. Rozumieli, że Polskę trzeba modernizować, że patriotyzm to także budowa bardziej sprawiedliwego państwa. - Stało się inaczej, niż marzyli, wielu nie zostało lekarzami, naukowcami, inżynierami - mówi prof. Eisler. - Swój egzamin musieli zdawać w zupełnie innych warunkach. A wielu najwartościowszych zginęło, trafiło do więzień, straciło zdrowie, zostało wywiezionych do łagrów.
Mieli być pokoleniem, które zbuduje III RP. To byłaby prawdziwa elita powojennej wolnej Polski, uważa prof. Jan Żaryn. Niestety, stało się inaczej, potrzeby były inne, musieli walczyć i ginąć.
Pałacyk Michla, Żytnia, Wola
Wielu z nich bardzo wielu z nas potem brakowało. Czwartego dnia powstania zginął Krzysztof Kamil Baczyński, żołnierz II plutonu „Alek” 2. kompanii „Rudy” batalionu „Zośka” AK, a w cywilu poeta, uznawany powszechnie za najwybitniejszego poetę czasów okupacji. Przed śmiercią, w wieku 23 lat, zdążył wydać cztery tomiki. Niecały miesiąc później zginęła, trafiona odłamkiem szkła w głowę, jego żona Barbara. Była wówczas w zaawansowanej ciąży. „Inne dziś nas prowadzą znaki, / „My już dla świata - niewidzialni - / I jeden tylko zbudzi hejnał / Żelazne kule głów” – pisał o śmierci Baczyńskiego Jacek Kaczmarski, bard.
Szesnastego dnia powstania zginął rówieśnik Baczyńskiego, też żołnierz AK i też wybitny poeta Zdzisław Stroiński. Stroiński, tak jak młodszy od niego o rok Tadeusz Gajcy, uznawany za drugiego obok Baczyńskiego najwybitniejszego poetę czasów wojny i okupacji, zginął przysypany w kamienicy niedaleko warszawskiego Arsenału.
W tym samym dniu, zmarł Roman Padlewski, nieco od nich starszy, 29-letni, a już wybitny kompozytor, skrzypek i pianista, ale wówczas przede wszystkim żołnierz Brygady Dywersyjnej „Broda 53” ze zgrupowania Radosław. Zmarł w szpitalu powstańczym na Starym Mieście, po tym jak 14 sierpnia na Woli, próbując zneutralizować goliata, został ciężko ranny.
Trzy tygodnie dłużej żył Józef Szczepański, ps. Ziutek, poeta, 22-letni żołnierz „Parasola”, wcześniej uczestnik m.in. zamachu na gen. SS Wilhelma Koppego w Krakowie, autor do dziś niepoprawnej politycznie, ale śpiewanej ostatnio przez „De Press”, piosenki „Czerwona zaraza”. Ciężko rannego w czasie osłaniania ewakuacji oddziałów ze Starego Miasta, przeniesiono go kanałami do Śródmieścia, do szpitala powstańczego, gdzie 10 września zmarł, pozostając znany przede wszystkim z piosenki uwieczniającej Kamienicę Michlera (Pałacyk Michla, Żytnia, Wola, / bronią się chłopcy spod „Parasola”, / choć na „tygrysy” mają visy — / to warszawiaki, fajne chłopaki — są!”), którą potem śpiewała cała Warszawa.
Wojciech Dudkiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz