Z lotu ptaka wygląda tak, że w tych wyborach nawet mysz się nie prześliźnie, a przegrają ci, którzy będą siedzieć jak myszy pod miotłą, albo dzielić skórę na niedźwiedziu, mając muchy w nosie.
„Ostatnie działania Urzędu m.st. Warszawy, związane z zakupem nowej karmy mokrej i suchej oraz zapowiadane cykliczne spotkania burmistrzów ze społecznymi karmicielami kotów, spotkały się z niezwykle ciepłą reakcją mieszkańców. Kilku karmicieli nieśmiało zapytało mnie na spotkaniu, czy istnieje możliwość, aby zwiększyć ilość wydawanej karmy mokrej i suchej w okresie zimowym w stosunku do ilości, jaka społeczni karmiciele kotów otrzymują obecnie?”
Tak napisał w interpelacji frontmen klubu radnych POrtii Lech Jaworski, dawna gwiazda krajowej rady tego i owego, b. szef Rady Warszawy, pokazując, że radny, żeby być radnym, musi być zaradny. Jaworski jest kuty na cztery nogi, przebiegły jak lis, biorący byka za rogi. Wie jak obłaskawiać karmicieli kotów i hodowców kanarków: interpelację napisał tak, żeby wilk był syty i owca cała. Na jego kampanii mucha nie siada. Pokazał lwi pazur, obudził się w nim lew. Z rywalami, ruszającym się jak muchy w smole, zabawił się jak kot z myszką, pokazując im, gdzie raki zimują. Koń by się by się uśmiał patrząc na ich próby dotrzymania kroku radnemu. Z interpelacji władza nie jest zadowolona, bo jakoś musi udać, że odpowiada. Ale nie tym razem: radny postarał się, żeby władzy nie zagonić w kozi róg, ba: pochwalić władzę.
Pokazał, że wyborców trzeba być głodnym jak pies, a nie jakiś francuski piesek, bo łatwo strzelić byka, wyborca nie kupi kota w worku, pies z kulawą nogą nie przyjdzie głosować na radnego. Bezczynność zadziała na wyborcę jak czerwona płachta na byka. I pozostanie tylko spiec raka i patrzeć jak cielę na malowane wrota. W tych sprawach nie można mieć gołębiego serca, raczej węża w kieszeni. A z rywalami wolno żyć jak pies z kotem, a nie na kocią łapę.
Witold Dudziński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz