piątek, 12 września 2014

Przyspieszone dojrzewanie


Pierwsze tygodnie po strajkach i zawarciu Porozumień Sierpniowych były kluczowe dla powstania i rozwoju Solidarności. Związek powstawał wszędzie; w Fazosie w Tarnowskich Górach do Solidarności zapisali się niemal wszyscy pracownicy. Taki autorytet miał związek.



To w Fazosie (pełna nazwa: Fabryka Zmechanizowanych Obudów Ścianowych Fazos), produkującej nowoczesne urządzenia dla górnictwa, nie wybuchł pierwszy na Górnym Śląsku strajk latem 1980 r. (pierwszy był strajk z 1 sierpnia w Zakładach Tworzyw Sztucznych „Erg” w Bieruniu Starym), ale tu po raz pierwszy pojawiły się, oprócz spraw wewnątrzzakładowych i socjalnych, także ogólnospołeczne i solidarnościowe z zakładami pracy protestującymi na Wybrzeżu.
– Ale nie pojawiły się od razu, najpierw były te zakładowe i socjalne, bo one, jak koszula były bliższe ciału – mówi 61-letni dziś Zbyszek Klich, jeden z działaczy ówczesnego komitetu strajkowego. Ale wkrótce po wysunięciu tych pierwszych, pojawiła się lawina drugich.

Według katowickiej SB ich protest miał kluczowe znaczenie dla dalszego przebiegu wypadków w województwie katowickim, „przyspieszył dojrzewanie tendencji strajkowych w sąsiednich zakładach”. „Dopiero tydzień później wybuchł protest załogi KWK Manifest Lipcowy w Jastrzębiu-Zdroju, inicjujący potężną falę strajków, w której w szczytowym momencie uczestniczyło 50 zakładów – czytamy w opracowaniu „Tarnogórska Solidarność 1980–1981” katowickiego IPN. – Według danych SB i MO między 21 VIII a 2 X 1980 r. w różnego typu przestojach w pracy wzięło udział ogółem 310 tys. osób w 272 zakładach pracy całego województwa”.

Przestali się bać

Początek 1980 r. nie zapowiadał trzęsienia ziemi w partyjno-propagandowej rzeczywistości PRL. Na plenum KM PZPR w Tarnowskich Górach I sekretarz partii, Marian Połoncarz, zapewniał Zdzisława Grudnia, I sekretarza KW PZPR w Katowicach, że miejscowy aktyw partyjny nie zawiedzie. Lokalne pismo „Gwarek” donosiło po wyborach do Sejmu w marcu, że „głosowaliśmy za programem VIII Zjazdu PZPR – za rozkwitem naszej ojczyzny”.

Niepokoje w fabrykach na Sląsku spadły na towarzyszy jak grom z jasnego nieba, choć nie brały się znikąd. Załoga Fazosu regularnie zwracała się do dyrekcji w sprawie problemów płacowych i socjalnych, ale efekt wciąż był taki sam, czyli żaden. Gdy jednak w połowie sierpnia pojawiły się informacje o strajkach na Wybrzeżu i rozmowach prowadzonych przez robotników z władzami w Gdańsku i Szczecinie, emocje - jak wspomina dziś Zbyszek Klich - zaczęły sięgać zenitu także w Fazosie.
– Słysząc o strajkach, wydarzeniach w Trójmieście, ludzie przestali się bać, byli bardzo zdeterminowani – mówi. 21 sierpnia po przerwie śniadaniowej przerwali pracę robotnicy spawalni (to z tego działu pochodził Krzysztof Żelazowski szef komitetu strajkowego), potem wydziału mechanicznego, galwanizerni i montażu. Protest tłumaczyli brakiem reakcji dyrekcji na stawiane od miesięcy postulaty.

Chodziło o konkrety

Podczas wiecu, w którym wzięła udział mniej więcej połowa załogi, czyli ponad 500 osób, sytuację próbował opanować jeden z wicedyrektorów fabryki. Ale nic wskórał, bo nie potrafił udzielić konkretnych odpowiedzi. Podjęto decyzję o rozpoczęciu strajku o. Robotnicy stwierdzili, że będą rozmawiać jedynie z dyrektorem naczelnym, a w oczekiwaniu na spotkanie, spisali pytania i postulaty. Żądania sformułowano jako dokument „Postulaty i żądania pracowników Fazosu dotyczące zakładu pracy”.

Po południu wręczono go dyrektorowi, wyznaczając mu czterogodzinny termin odpowiedzi. Pojawiły się też postulaty ogólnospołeczne, żądano m.in. zwiększenia wysokości zasiłków rodzinnych do wysokości obowiązujących w wojsku i milicji, poprawy zaopatrzenia placówek handlowych, obniżenia opłat za przedszkola, zwiększenia nakładów książek szkolnych i druków, zmniejszenia wydatków na cele propagandowe i reprezentacyjne.
W drugim spotkaniu załogi z dyrektorem uczestniczyli także oficjele z miejskich i wojewódzkich władz PZPR i dyrektor zjednoczenia górnictwa z Katowic, który – jak wspominali potem pracownicy – chciał się z nimi kumać. Oficjele przystali na realizację postulatów dotyczących spraw zakładowych i branżowych – co miało być rozłożone w czasie, odżegnując się jednak od żądań ogólnospołecznych.

Zabieg taktyczny

Nie godzili się na to, bo chcieli konkretnych obietnic także w tych sprawach. Po naradzie załoga zdecydowała, że strajk będzie kontynuowany. Władze naciskały jednak na szybkie zakończenie strajku, dlatego rozpoczęły się kolejne rozmowy, naciski na pojedynczych pracowników ze strony dyrekcji, ale także SB działającej w fabryce. Przełom nastąpił następnego dnia, 22 sierpnia.
– Uznaliśmy, że to idzie w dobrą stronę, że trzeba wyjść z tego strajku – podkreśla Zbyszek Klich. – Około południa załoga przystąpiła do pracy. Jednak strajku nie zakończyliśmy, a zawiesiliśmy na tydzień. Miał zostać wznowiony gdyby nie spełniono postulatów.

Sporządzono rezolucję. Znalazły się w niej także słowa poparcia dla robotników Wybrzeża i ich żądań, w tym powołania niezależnych związków zawodowych. Władze zgodziły się na opublikowanie tego dokumentu w radiu i telewizji. – Oszukali nas, do tej emisji nigdy nie doszło. To był tylko zabieg taktyczny – mówi Zbyszek Klich.

Ostatecznie, znaczną część postulatów zakładowych spełniono. W sprawie żądań ogólnospołecznych tłumaczono się brakiem odpowiednich kompetencji. Do wznowienia strajku jednak nie doszło, bo zawarte w Szczecinie i Gdańsku porozumienia w Fazosie uznano za spełnienie własnych żądań. 3 września dyrekcja zakładu zawarła porozumienie z przedstawicielami tworzących się już w fabryce niezależnych związków zawodowych.

Impuls do tworzenia „S”

Tuż po zawieszeniu strajku do Gdańska pojechało dwóch wysłanników załogi. Mieli dowiedzieć się, co naprawdę tam się dzieje. Tylko jeden – Włodzimierz Jackowski, dotarł do celu i spotkał się z przedstawicielami trójmiejskiego MKS (drugiego zatrzymała milicja). Wrócił z listą 21 postulatów oraz odezwą w sprawie niezależnych związków zawodowych. To był impuls do tworzenia „S” w Fazosie.

Choć „Solidarność” została zarejestrowana 10 listopada, w Fazosie, jak w setkach innych zakładów, związek powstawał już od początku września. Zaczęły się zapisywać całe działy fabryki. Jak wszędzie Solidarność powstała tu na bazie komitetu strajkowego, który z czasem przekształcił się w komisję założycielską. W październiku było ich już 1150, czyli ponad 90 procent załogi. To było jeden z najlepszych wyników nie tylko na Sląsku, ale w całej Polsce.

- To był czas wielkiej euforii, atmosfery przyjaźni, braterstwa. Rozmawiałem z ludźmi i słyszałem to od nich, że uwierzyli w siebie, w innych, w to ze w Polsce może być i będzie lepiej. Komisja założycielka, potem zakładowa czuła się komfortowo, wiedząc, że ma za sobą cała załogę – wspomina Zbyszek Klich. – W zakładzie szybko się sporo zmieniło. Relacje między ludźmi, relacje z dyrekcją były wzorowe. Dyrekcja była do rany przyłóż. On nie miał mandatu społecznego, my go mieliśmy.

Po czterech dniach

Załoga Fazosu była zintegrowana. Było widać przyspieszone dojrzewanie „S” także jako ruchu społecznego i obywatelskiego. Każdy uczył się demokracji i Polski. Było to widać także w grudniu 1981 r., gdy jako jedyny zakład z dzisiejszego powiatu tarnogórskiego, strajkowała przeciwko stanowi wojennemu, zażądała odwołania stanu wojennego i zwolnienia wszystkich aresztowanych. Ale było tak tylko do czasu.
– Strach zrobił swoje. Pierwszego dni było nas 700 osób, drugiego dnia była już 500, trzeciego dnia 300. Do zakładu zaczął przychodzić pułkownik wojska, który straszył ludzi, mówił, ze wojsko jest przygotowane, gotowe do wtargnięcia – opowiada Zbyszek Klich. – Raz go pytam: a jest pan w PZPR? On z dumą: jestem. To mu powiedziałem: sp… pan! Ale nie zapamięta mojej twarzy. Dodatkowo MO i wojsko urządziły wokół zakładu demonstrację siły.

Strajk zakończył się po czterech dniach po południu, gdy zostało ich już tylko 250 i nadeszły informacje o pacyfikacji kopalni Wujek. Ludzie byli mocno zdołowani tymi wieściami. Kilka dni później większość organizatorów strajku została aresztowana, internowana lub pozbawiona pracy.
- Aresztowali 20 osób. Choć na piśmie nam tego nie dano, ten pułkownik zagwarantował, ze nikomu włos z głos nie spadnie. I znów nas oszukali – mówi. Jego internowali 21 grudnia i zwolnili po dwóch miesiącach. Ponownie internowali go we wrześniu 1982 r. – tym razem zwolnili po trzech miesiącach.

Wojciech Dudkiewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz