piątek, 14 lutego 2014

GŁODOWE EMERYTURY



O 1,6 proc. wzrosną w tym roku renty i emerytury. To najniższa waloryzacjaod 2002 r. W ub.r. była ona niemal trzy razy wyższa. To skandal – twierdzi Solidarność emerytów.


Ale taki skandal, który od dawna był spodziewany - dodajmy. Po określeniu przez GUS ostatniego wskaźnika potrzebnego do wyliczenia waloryzacji okazało się, że portfele emerytów i rencistów będą jeszcze chudsze niż w ubiegłych latach. Jak konkretnie podwyżka przełoży się na portfele? Zmiany będą, nie da się ukryć, śladowe.

Emerytura minimalna wzrośnie o 13 zł, a przeciętna emerytura (w III kw. 2013 r. było to 1983 zł), będzie wyższa o 32 zł (w ubiegłym roku ponad 71 zł). Wskaźnik waloryzacji jest niższy od rządowych zapisu z ustawy budżetowej na 2014 r. Rząd obiecywał, że podwyżka rent i emerytur wyniesie 2,14 proc. Niższa inflacja zdecydowała, że waloryzacja jest niższa. Sama podwyżka wejdzie w życie w marcu. Ci np., którzy otrzymywali 831 zł teraz otrzymają ok. 844 zł, ci którzy otrzymywali 1000 zł, otrzymają ok. 1016 zł. „Krezusi” z 1500 zł otrzymają ok. 24 zł więcej, a „bogacze” z 2000 zł o ok. 32 zł więcej.

– Spodziewaliśmy się, że będzie to tak niewielka waloryzacja – mówi Zbigniew Gałązka, przewodniczący Sekretariatu Emerytów i Rencistów Solidarności. – Ten wskaźnik wynika z wysokości przewidywanej inflacji i przewidywanego wzrostu płac, dlatego szacunki były znane wcześniej. Nie zmienia to faktu, ze to skandalicznie niska stawka.

Tak niska waloryzacja to, jak tłumaczy przewodniczący Gałązka, w dużej mierze wina systemu. Jednak nawet ten system daje możliwość zwiększenia wskaźnika z tytułu wzrostu płac, bo jak przewiduje ustawa, emerytury i renty zwiększą się o średnioroczny wskaźnik inflacji i 20 procent realnego wzrostu płac.
- Te 20 procent to jednak tylko minimum, a rząd mógłby doprowadzić do podwyżki. Ale niestety, nie chce tego zrobić! Zawsze domagaliśmy się tych 50 procent, ale rządzący sobie tego nie życzyli – mówi. Przedstawiciele związków zawodowych wielokrotnie dopominali się, żeby wysokość zwiększenia wskaźnika waloryzacji świadczeń wyniosła 50 procent wzrostu płac. Nic z tego jednak nie wyszło, bo stronę rządową poparli pracodawcy, stanęło na 20 procentach.

Emeryci i renciści stracą, a kto zyska? Oczywiście rząd, który będzie mógł łatać dziury w dochodach. Resort finansów na podwyżki świadczeń wyda 2,6 mld zł, podczas gdy jeszcze pół roku temu zakładano, że koszt waloryzacji wyniesie 3,56 mld zł. – Wciąż mamy procedurę nadmiernego deficytu i musimy różnice między wydatkami a dochodami zmniejszać. Niższe wydatki na emerytury pomogą zmniejszyć deficyt finansów publicznych – wyjaśniał dziennikarzom Ludwik Kotecki, główny ekonomista resortu finansów
Pomysły na to, jak wydać nadwyżkę mają posłowie. SLD chce pieniądze, które nie zostaną wydane, przeznaczyć na podwyżkę najniższych świadczeń. Najniższe świadczenie pobiera blisko 470 tysięcy emerytów i rencistów!

Ustawa miałaby podnieść najniższe świadczenia o ok. 200 zł, do 1 tys. Jednak determinacja Ministerstwa Finansów w zbijaniu deficytu jest tak duża (na koniec 2015 r. mamy zejść do deficytu poniżej 3 proc. PKB, jak wylicza Komisja Europejska na koniec 2013 r. wyniósł on 4,8 proc.), że o podwyżkach nie może być mowy. Zresztą resort pracy zarzucił wszelkie prace nad możliwością wypłaty jednorazowych dodatków do najniższych świadczeń.
Stawka stawką, ale Solidarność emerytów ma spore wątpliwości co do sposobu liczenia wskaźnika inflacji i jego uczciwości. To, co bije w ludzi to, podkreśla przewodniczący Gałązka, wzrost cen wody, ścieków, energii, drożejąca żywność. Bo co z tego, że nie drożeją artykuły przemysłowe?



– Przecież emeryci i renciści na ogół nie kupują elektroniki, itp.., samochodów itd. Kupują żywność, lekarstwa, a one nie tanieją, wprost przeciwnie! Tymczasem średnia inflacji liczy się z wszystkiego. Emeryci i renciści są więc bardzo, bardzo poszkodowani – denerwuje się Zbigniew Gałązka.
Z najniższymi świadczeniami, które nie wystarczają na godne życie, koniecznie trzeba coś zrobić, ale nie wiadomo… jak. Minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz powiedział dziennikarzom, że chce rozpocząć poważna dyskusję z partnerami społecznymi o tym, czy jest możliwy nowy model waloryzacji rent i emerytur.

– Jestem zwolennikiem podwyżki kwotowej, bo zyskują na niej osoby z najniższymi świadczeniami. Dla nich waloryzacja procentowa, na obecnych zasadach, oznacza kilkunastozłotowe podwyżki emerytur. A to one potrzebują największego wsparcia. Muszę o nich pamiętać jako minister, który odpowiada za politykę społeczną – mówił. Związkowcy uważają jednak, ze tego typu wypowiedzi to jak zwykle tylko zasłona dymna. Trzeba sporo się nagadać, żeby nic nie zmienić…
– Zdrowe rozwiązanie to działania kompleksowe, które sięga do źródeł, a nie do doraźnych, a tym jest dyskusja o sposobie waloryzacji - mówi ekonomista prof. Ryszard Bugaj. – Zmiany systemu emerytalnego w krótkim czasie są niedychanie trudne., bo to system długiego trwania. Ale im więcej się czeka, tym więcej będzie problemów.


Przewodniczący Zbigniew Gałązka podkreśla, że sposób traktowania emerytów przez rządzących już dawno powinien stać się podstawą protestów. Tyle, że emeryci nie mogą… strajkować. A sposoby protestów w ich wypadku są bardzo ograniczone.
- Emeryci mogą sobie krzyczeć i tak ich nie wysłucha – mówi Zbigniew Gałązka. - Ja namawiam ludzi do wizyt w biurach poselskich, przedstawiania swojej sytuacji posłom, zasypywanie ich listami, pokazywanie, że to niesprawiedliwe i nieuczciwe, żeby człowiek, który przepracował większość życia, nie mógł na stare lata godnie żyć. Każdy poseł bardzo chce być znowu wybrany. To jedyny sposób nacisku, który w tej chwili widzę.
Wojciech Dudkiewicz

wdd@onet.eu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz