Czy firma WUKO SA, firma z tradycjami, przetrwa, okaże się, ale szansa nie jest duża. Jest zadłużona po uszy, ma zaległości w wypłatach pensji dla pracowników, trwa akcja protestacyjna.
– Dyrekcja odpowiedziała na to wnioskiem o upadłość. Tak jakby chciała na nas zrzucić odpowiedzialność za sytuację firmy – mówi jeden ze związkowców. – Tyle, że tego nie da się zrobić, bo wszyscy wiedzą, jak jest.
A jest tak, że w hali produkcyjnej panuje ziąb. Termometr pokazuje stale po kilka stopni Celsjusza, ale np. w czasie największych mrozów było nawet minus pięć. To efekt odcięcia ogrzewania, z powodu długów spółki wobec ciepłowni. Każdy, jak może, ogrzewa się farelkami.
Ciepło jest tylko w biurowcu – choć nie wiadomo, jak długo jeszcze – nie podłączonym do ciepłowni. Firma ma dziś kilkanaście mln zł długu – wobec dostawców, ZUS-u, urzędu skarbowego, urzędu miasta. Lista wierzycieli jest długa i rośnie. Odwrotnie niż produkcja.
Zaległości wobec pracowników jedynej pozostającej w polskich rękach wytwórni pojazdów wykorzystywanych w gospodarce komunalnej, m.in. śmieciarek i samochodów kanalizacyjnych, pojawiły się jeszcze w 2012 r., gdy już wszyscy wiedzieli, że czasy prosperity już dawno mają za sobą. Państwowy zakład, który jeszcze za komuny zatrudniał kilkaset osób (firma przez dziesięciolecia była znana ze swoich urządzeń służących do utrzymywania czystości i higieny miejskiej, udrażnianie kanalizacji, czyszczenie ulic, wywóz śmieci), w 1999 r. został pracowniczą spółką akcyjną.
– Dochodziło do tego, że zawierali umowy, a potem płacili kary, bo z góry było wiadomo, ze nie możemy się z tych umów wywiązać – mówi Mirosław Pietrzak. – Po co? Czy to robili świadomie? A może była to przemyślana działalność na szkodę spółki? Np. żeby obniżyć jej wartość? Takie pytania musiały się pojawiać.
A jest tak, że w hali produkcyjnej panuje ziąb. Termometr pokazuje stale po kilka stopni Celsjusza, ale np. w czasie największych mrozów było nawet minus pięć. To efekt odcięcia ogrzewania, z powodu długów spółki wobec ciepłowni. Każdy, jak może, ogrzewa się farelkami.
Ciepło jest tylko w biurowcu – choć nie wiadomo, jak długo jeszcze – nie podłączonym do ciepłowni. Firma ma dziś kilkanaście mln zł długu – wobec dostawców, ZUS-u, urzędu skarbowego, urzędu miasta. Lista wierzycieli jest długa i rośnie. Odwrotnie niż produkcja.
Zaległości wobec pracowników jedynej pozostającej w polskich rękach wytwórni pojazdów wykorzystywanych w gospodarce komunalnej, m.in. śmieciarek i samochodów kanalizacyjnych, pojawiły się jeszcze w 2012 r., gdy już wszyscy wiedzieli, że czasy prosperity już dawno mają za sobą. Państwowy zakład, który jeszcze za komuny zatrudniał kilkaset osób (firma przez dziesięciolecia była znana ze swoich urządzeń służących do utrzymywania czystości i higieny miejskiej, udrażnianie kanalizacji, czyszczenie ulic, wywóz śmieci), w 1999 r. został pracowniczą spółką akcyjną.
Dziś zatrudnia około 100 osób i spółką pracowniczą jest w niewielkim stopniu. Dużą większość udziału ma grupa inwestorów Saski Partner, którą w 2012 r. sprowadzano do firmy z dużymi nadziejami na jej dokapitalizowanie.
Akcja protestacyjna w WUKO nie wybuchła nagle. Od połowy 2012 r., gdy rozpoczęły się pierwsze kłopoty z płaceniem pensji i premii, związek jest w sporze zbiorowym. Negocjacje nic nie dały.
– Dyrekcja była głucha na nasze argumenty – mówi Mirosław Pietrzak, wiceprzewodniczący zakładowej Solidarności. Nie podejmowali radykalnych działań, nie straszyli strajkiem, bo to nie miało sensu, chcieli dać szanse dyrekcji. Niestety.
– Zrezygnowaliśmy z wypłaty dodatków stażowych. Premii regulaminowej, wszystko żeby ratować firmę. Obniżyliśmy sobie pensje. Straciliśmy tylko pieniądze, bo nic się nie poprawiło – mówi Maria Kubiak, sekretarz komisji zakładowej Solidarności. Wszyscy za sytuację firmy obciążają zarządzających przez lata zakładem.
Akcja protestacyjna w WUKO nie wybuchła nagle. Od połowy 2012 r., gdy rozpoczęły się pierwsze kłopoty z płaceniem pensji i premii, związek jest w sporze zbiorowym. Negocjacje nic nie dały.
– Dyrekcja była głucha na nasze argumenty – mówi Mirosław Pietrzak, wiceprzewodniczący zakładowej Solidarności. Nie podejmowali radykalnych działań, nie straszyli strajkiem, bo to nie miało sensu, chcieli dać szanse dyrekcji. Niestety.
– Zrezygnowaliśmy z wypłaty dodatków stażowych. Premii regulaminowej, wszystko żeby ratować firmę. Obniżyliśmy sobie pensje. Straciliśmy tylko pieniądze, bo nic się nie poprawiło – mówi Maria Kubiak, sekretarz komisji zakładowej Solidarności. Wszyscy za sytuację firmy obciążają zarządzających przez lata zakładem.
– Dochodziło do tego, że zawierali umowy, a potem płacili kary, bo z góry było wiadomo, ze nie możemy się z tych umów wywiązać – mówi Mirosław Pietrzak. – Po co? Czy to robili świadomie? A może była to przemyślana działalność na szkodę spółki? Np. żeby obniżyć jej wartość? Takie pytania musiały się pojawiać.
Dyrekcja oszczędzała na… Solidarności. Związkowe składki – sprawą już zajmuje się prokurator – od dawna firma potrącała pracownikom z pensji, ale nie przekazywała związkowi. W ten sposób zaoszczędzono na Solidarności ponad 40 tys. zł.
Gdy 2 lata temu do spółki wszedł inwestor Saski Partner, czyli nie byle kto, grupa biznesmenów i menedżerów zorganizowana wokół Krzysztofa Opawskiego, byłego ministra rządu Marka Belki (zmarły w końcu ub.r. Opawski od 2007 był szefem rady nadzorczej PKP SA i ojcem chrzestnym kontraktu stulecia Pendolino), wszyscy myśleli, że kłopoty należą do przeszłości. „Saski” („Fuzje, przejęcia, finansowanie” – tak brzmi hasło firmy) miał wspomóc WUKO kapitałowo.
„Saski” wspomógł, ale tylko trochę, zastrzegając sobie większość zaangażowania na najbliższe lata. Udało się ledwie firmie przetrwać do dziś. A „Saski” swoje osiągnięcia w WUKO (ma w nim ok. 80 proc. akcji), czy raczej ich brak, wycofał ze swojego portfolio.
Gdy w grudniu rozpoczynał się protest, ówczesny wiceprezes (wcześniej wieloletni prezes) Zbigniew Wilmański tłumaczył dziennikarzom, że wszystko przez ustawę śmieciową. Firmę produkującą m.in. śmieciarki klienci omijali dużym łukiem: wszak nie było pewności, czy firmy wygrają przetargi na wywóz śmieci, nie było też zamówień na nowe samochody. – Robimy wszystko, żeby ludziom pieniądze wypłacać – zapewniał wiceprezes. Na zapewnieniach się skończyło, ludzie, w większości, do dziś nie odzyskali pieniędzy za październik, listopad i grudzień, a teraz doszedł jeszcze styczeń.
Dziś za firmę odpowiada już ktoś inny, niż w grudniu. Prezes został odwołany przez radę nadzorczą i jest na zwolnieniu, wiceprezes też poczuł się źle. Piotr Połoński, nowy prokurent WUKO SA, też uważa, że na obecne problemy spółki wpłynęło wieloletnie złe zarządzanie, ale jak twierdzi, ciągle widzi szansę na to, że spółkę da się uratować, znajdując pieniądze na sfinansowanie produkcji.
Natomiast w możliwość poprawy sytuacji w WUKO SA nie bardzo już pracownicy. Duża część załogi jest na zwolnieniach, bo rozchorowała się z powodu pracy na mrozie. Większość zatrudnionych to osoby w wieku 50+, które obawiają się, że nie znajdą innej pracy, ale są tacy, którzy sami odchodzą.
– W zeszłym tygodniu odszedł szef konstruktorów i jego współpracownik. Otrzymali ofertę pracy, długo się nie zastanawiali mówi wiceprzewodniczący Mirosław Pietrzak. – Inni pewnie też rozglądaj się za innym zatrudnieniem. Przecież trzeba z czegoś żyć. A my chodzimy do pracy za darmo. Nawet nie możemy pożyczać pieniędzy, bo nie wiadomo, kiedy będziemy mogli oddać.
Gdy 2 lata temu do spółki wszedł inwestor Saski Partner, czyli nie byle kto, grupa biznesmenów i menedżerów zorganizowana wokół Krzysztofa Opawskiego, byłego ministra rządu Marka Belki (zmarły w końcu ub.r. Opawski od 2007 był szefem rady nadzorczej PKP SA i ojcem chrzestnym kontraktu stulecia Pendolino), wszyscy myśleli, że kłopoty należą do przeszłości. „Saski” („Fuzje, przejęcia, finansowanie” – tak brzmi hasło firmy) miał wspomóc WUKO kapitałowo.
„Saski” wspomógł, ale tylko trochę, zastrzegając sobie większość zaangażowania na najbliższe lata. Udało się ledwie firmie przetrwać do dziś. A „Saski” swoje osiągnięcia w WUKO (ma w nim ok. 80 proc. akcji), czy raczej ich brak, wycofał ze swojego portfolio.
Gdy w grudniu rozpoczynał się protest, ówczesny wiceprezes (wcześniej wieloletni prezes) Zbigniew Wilmański tłumaczył dziennikarzom, że wszystko przez ustawę śmieciową. Firmę produkującą m.in. śmieciarki klienci omijali dużym łukiem: wszak nie było pewności, czy firmy wygrają przetargi na wywóz śmieci, nie było też zamówień na nowe samochody. – Robimy wszystko, żeby ludziom pieniądze wypłacać – zapewniał wiceprezes. Na zapewnieniach się skończyło, ludzie, w większości, do dziś nie odzyskali pieniędzy za październik, listopad i grudzień, a teraz doszedł jeszcze styczeń.
Dziś za firmę odpowiada już ktoś inny, niż w grudniu. Prezes został odwołany przez radę nadzorczą i jest na zwolnieniu, wiceprezes też poczuł się źle. Piotr Połoński, nowy prokurent WUKO SA, też uważa, że na obecne problemy spółki wpłynęło wieloletnie złe zarządzanie, ale jak twierdzi, ciągle widzi szansę na to, że spółkę da się uratować, znajdując pieniądze na sfinansowanie produkcji.
Natomiast w możliwość poprawy sytuacji w WUKO SA nie bardzo już pracownicy. Duża część załogi jest na zwolnieniach, bo rozchorowała się z powodu pracy na mrozie. Większość zatrudnionych to osoby w wieku 50+, które obawiają się, że nie znajdą innej pracy, ale są tacy, którzy sami odchodzą.
– W zeszłym tygodniu odszedł szef konstruktorów i jego współpracownik. Otrzymali ofertę pracy, długo się nie zastanawiali mówi wiceprzewodniczący Mirosław Pietrzak. – Inni pewnie też rozglądaj się za innym zatrudnieniem. Przecież trzeba z czegoś żyć. A my chodzimy do pracy za darmo. Nawet nie możemy pożyczać pieniędzy, bo nie wiadomo, kiedy będziemy mogli oddać.
Nic nie dają skargi do Państwowej Inspekcji Pracy. PIP nakłada mandaty, a firma je płaci, bo musi. Dlatego jeszcze przed weekendem pracownicy złożyli zbiorowy pozew do Sądu Pracy o wypłatę zaległych wynagrodzeń.
– Pod pozwem podpisało się 70 osób. Niektórzy złożyli też pozwy indywidualne – mówi Mirosław Pietrzak, wiceprzewodniczący zakładowej Solidarności. W tej chwili w WUKO przygotowywane są dwa samochody. Gdy skończą, będą mogli jakieś – niewielkie pieniądze wypłacić ludziom. Ale tak nie da się działać. Decyzja sądu w sprawie być albo nie być firmy ma zapaść w najbliższych tygodniach.
– Pod pozwem podpisało się 70 osób. Niektórzy złożyli też pozwy indywidualne – mówi Mirosław Pietrzak, wiceprzewodniczący zakładowej Solidarności. W tej chwili w WUKO przygotowywane są dwa samochody. Gdy skończą, będą mogli jakieś – niewielkie pieniądze wypłacić ludziom. Ale tak nie da się działać. Decyzja sądu w sprawie być albo nie być firmy ma zapaść w najbliższych tygodniach.
wd
wdd@onet.eu
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWcale się tym osobom nie dziwię gdyż jest to bardzo ciężkie i zarazem odpowiedzialne zadanie. Jednym z cięższych stanowisk jest być operatorem WUKO https://www.stankan.pl/wuko czyli ciężkiego sprzętu w walce z niedrożnościami kanalizacji. Nie jest to lekka praca i często w brudnych warunkach, więc takim osobom należą się godziwe warunki pracy.
OdpowiedzUsuńZ tego co ja się orientuję to praca przy wodociągach jest dość ciężka i wymagająca odpowiedniej wiedzy. U mnie na działce jak budowaliśmy dom również odpowiednia firma instalowała szambo i wierciła studnię. Montaż pompy głębinowej ze sklepu https://www.dostudni.pl/ był taką wisienką na torcie.
OdpowiedzUsuńSuper napisane. Jestem pod wielkim wrażeniem.
OdpowiedzUsuńTaka praca na pewno do łatwych nie należy i ja również uważam, że zawsze dobrze jest mieć kontakt do zaufanego hydraulika. W każdym razie jak coś to ja z powodzeniem korzystam z usług hydraulika https://hydraulik.wroclaw.pl/instalacje-i-uslugi/ i wiem, że jest to najlepszy możliwy wybór.
OdpowiedzUsuńKiedy napotykamy problemy z instalacją hydrauliczną, często zastanawiamy się, czy powinniśmy spróbować samodzielnie naprawić usterkę, czy wezwać profesjonalistę. Chociaż niektóre drobne problemy można rozwiązać samodzielnie, większość wymaga umiejętności i wiedzy specjalisty. Hydraulik jest w stanie szybko zidentyfikować problem i zastosować odpowiednie rozwiązanie. Jeśli potrzebujesz pomocy, odwiedź https://g.co/kgs/fwEXQE i skontaktuj się z profesjonalnym hydraulikiem.
OdpowiedzUsuńCzy wiesz, że regularne konserwacje systemów hydraulicznych mogą zapobiec kosztownym awariom w przyszłości? Na http://hydraulik-warszawa.pl/ oferują kompleksowe usługi konserwacji, które pomogą Ci utrzymać Twoje systemy w doskonałym stanie.
OdpowiedzUsuńZnalezienie odpowiedniego hydraulika może być trudne, szczególnie w nagłych przypadkach, kiedy potrzebna jest szybka interwencja. Strona https://hydraulik-wroclaw.pl/ może oferować informacje o dostępności hydraulików, co ułatwia kontakt w przypadku pilnych napraw.
OdpowiedzUsuńDoświadczenie i kwalifikacje hydraulika są kluczowe dla zapewnienia jakości świadczonych usług. Klienci często poszukują informacji o doświadczeniu i certyfikatach, które mogą świadczyć o umiejętnościach technicznych wykonawcy. Strona https://warszawskihydraulik.pl/ może oferować szczegółowe informacje na temat kwalifikacji pracowników, co jest istotne dla osób szukających fachowców.
OdpowiedzUsuń