Z punktu widzenia duchownego, któremu tytuł infułata nadawano, było to miłe, a ks. infułat Jan Sikorski wie to także po sobie...
...Oznaczało to przecież, że kapłan miał dla Kościoła niemałe zasługi i został dostrzeżony, doceniony, wyróżniony. Każda instytucja obrasta jednak w zwyczaje, dodatki, które z czasem stają się niepotrzebne. Tak chyba jest też w tej sytuacji. Wiadomo, że te tytuły są sympatyczne, ale z drugiej strony... - mówi ksiądz. Rozmowa z ks. infułatem dr Janem Sikorskim, ojcem duchownym kapłanów Archidiecezji Warszawskiej, wieloletnim proboszczem parafii św. Józefa Oblubieńca Najswiętszej Marii Panny MP w Warszawie na Kole, honorowym prałatem Jego Świątobliwości.
Tytuł protonotariusza apostolskiego, czyli infułata, który przysługuje m.in. Księdzu, będzie już wkrótce rzadkością. Decyzją papieża, zasłużonym księżom diecezjalnym nie będą już przyznawane tytuły prałata oraz infułata. Jedynym tytułem, który będzie mógł zostać przyznany, pozostanie Kapelan Jego Świątobliwości. Jak Ksiądz to ocenia?
Z punktu widzenia duchownego, któremu ten tytuł nadawano, było to miłe, a wiem to także po sobie. Oznaczało to przecież, że kapłan miał dla Kościoła niemałe zasługi i został dostrzeżony, doceniony, wyróżniony. Każda instytucja obrasta jednak w zwyczaje, dodatki, które z czasem stają się niepotrzebne. Tak chyba jest też w tej sytuacji. Wiadomo, że te tytuły są sympatyczne, ale z drugiej strony bardzo się namnożyły, stając się w jakimś stopniu balastem.
Balastem?
Tak uważam. Papież Franciszek chce uczynić Kościół bardziej ubogim, oszczędnym, a zatem również oszczędnym w tradycyjne, a ostatnio już honorowe tytuły, które były w ciągu wieków nadawane. Papież pokazuje, że to co jest tylko dodatkiem i zabiera niepotrzebnie sporo uwagi, warto zmienić, znieść. Utrzymanie tych tytułów też zabierało sporo uwagi. Przecież najpierw biskup zgłaszał kandydaturę do Rzymu, Rzym – gdzie działała specjalna dykasteria – musiał zgłoszenie rozpatrzeć, zadecydować, czy tytuł przyznać, czy nie przyznawać. Powstawała spora korespondencja, wszystko obrastało biurokracją. Dlatego bez tego z pewnością będzie prościej, taniej i zwyczajniej. Decyzja wpisuje w styl papieża Franciszka.
…Który zaraz po wyborze pokazał się bez tradycyjnej, purpurowej pelerynki. Zgodnie z decyzją papieża, zostaną zachowane tytuły już przyznane, ale nowych nie będzie. Czy potencjalni prałaci, infułaci, nie mają czego żałować?
(Śmiech) Odpowiedź nie jest prosta. Jak każda reforma jakiejś instytucji, ma ona swoje dobre i mniej dobre strony. Zawsze, gdy coś się upraszcza, trzeba kogoś lub coś pominąć. Część pominiętych może z nostalgią patrzeć na to, co utracili. Na pewno ludzka ambicja lubi być wyróżniona, połechtana, człowiek lubi być doceniony. Każdy, kto ten tytuł uzyskał, pewnie się z tego cieszył. Zawsze dla jednych było to jakieś potwierdzenie działania, dla innych zachęta do pracy, z nadzieją, że może i oni dostaną ten tytuł. Tym bardziej, że tytuł infułata, był dość istotny, spektakularny. Niósł ze sobą to, co na ogół księża lubią w Kościele: strój prawie, że biskupi, mitrę, możliwość używania fioletów.
Ksiądz też traktował tytuł infułata jako prestiżowy, duże wyróżnienie?
Tak, bo na pewno było to wyróżnienie, ale nie przesadzajmy z tym. Nie jest to nic, z czym nie mógłbym się rozstać, wcześniej miałem inne tytuły, ten jest trzeci, to było bardzo miłe, ale niekonieczne ważne dla istoty sprawy. Za to obciążało Kościół, bo zgłoszeń, ze względu na dużą liczbę diecezji, biskupów, musiało być sporo i musiał tym zajmować się cały watykański urząd. Teraz obciążenie zniknie, a biskup będzie miał teraz szansę inaczej wskazać wyróżniających się duchownych.
I tych, którzy, ewentualnie zastąpią go w niektórych czynnościach.
I tak, i nie, bo co prawda w Polsce jest zwyczajowe prawo udzielania bierzmowania przez infułatów, ale każdy proboszcz, każdy kapłan wskazany przez biskupa może bierzmować. Ale to prawda: infułat mógł to robić z urzędu, a do tego, skoro używał mitry, wyglądało to, jakby robił to sam biskup.
Obecność na jakiejś uroczystości infułata, w zastępstwie biskupa, przydawała znaczenia.
Tak, ale to też podlegało ewolucji. Kiedyś były duże, niekiedy ogromne diecezje i biskupów było kilkakrotnie mniej. W takich warunkach dbałość o to, żeby biskup miał większy dostęp do wiernych, była trudna do osiągnięcia. Mianowanie infułata sprawę ułatwiało. Z jednej strony posługa była wykonywana sprawniej, infułat odciążał biskupa, a jego udział dodatkowo – jak wspomnieliśmy – dodawał splendoru uroczystościom. Teraz diecezji i biskupów jest znacznie więcej, posługa i obecność hierarchy nie jest już rzadkością. Biskup nie ma większych trudności z obecnością, dotarciem do wiernych. A infułat nie musi już zastępować, jak kiedyś, biskupa. Jest to już tytuł bardziej honorowy, czy prestiżowy, niż praktyczny.
Tak, bo na pewno było to wyróżnienie, ale nie przesadzajmy z tym. Nie jest to nic, z czym nie mógłbym się rozstać, wcześniej miałem inne tytuły, ten jest trzeci, to było bardzo miłe, ale niekonieczne ważne dla istoty sprawy. Za to obciążało Kościół, bo zgłoszeń, ze względu na dużą liczbę diecezji, biskupów, musiało być sporo i musiał tym zajmować się cały watykański urząd. Teraz obciążenie zniknie, a biskup będzie miał teraz szansę inaczej wskazać wyróżniających się duchownych.
I tych, którzy, ewentualnie zastąpią go w niektórych czynnościach.
I tak, i nie, bo co prawda w Polsce jest zwyczajowe prawo udzielania bierzmowania przez infułatów, ale każdy proboszcz, każdy kapłan wskazany przez biskupa może bierzmować. Ale to prawda: infułat mógł to robić z urzędu, a do tego, skoro używał mitry, wyglądało to, jakby robił to sam biskup.
Obecność na jakiejś uroczystości infułata, w zastępstwie biskupa, przydawała znaczenia.
Tak, ale to też podlegało ewolucji. Kiedyś były duże, niekiedy ogromne diecezje i biskupów było kilkakrotnie mniej. W takich warunkach dbałość o to, żeby biskup miał większy dostęp do wiernych, była trudna do osiągnięcia. Mianowanie infułata sprawę ułatwiało. Z jednej strony posługa była wykonywana sprawniej, infułat odciążał biskupa, a jego udział dodatkowo – jak wspomnieliśmy – dodawał splendoru uroczystościom. Teraz diecezji i biskupów jest znacznie więcej, posługa i obecność hierarchy nie jest już rzadkością. Biskup nie ma większych trudności z obecnością, dotarciem do wiernych. A infułat nie musi już zastępować, jak kiedyś, biskupa. Jest to już tytuł bardziej honorowy, czy prestiżowy, niż praktyczny.
Rozmawiał Wojciech Dudkiewicz
wdd@onet.eu
Honorowy prałat Jego Świątobliwości
79-letni ks. inf/ Jan Sikorski pochodzi z Kalisza. Jako wikariusz posługiwał kolejno w parafiach: św. Jakuba Apostoła w Skierniewicach i św. Michała Archanioła w Warszawie na Mokotowie. W 1979 został ojcem duchownym w seminarium warszawskim. W końcu 1981 ks. Sikorski został oddelegowany przez prymasa Józefa Glempa do duszpasterstwa wśród internowanych w więzieniu na warszawskiej Białołęce, a po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki, został odpowiedzialnym za prowadzenie Mszy św. za Ojczyznę w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu. Był też honorowym kapelanem „Solidarności” regionu Mazowsze.
W 1985 r., otrzymał nominację na proboszcza parafii św. Józefa Oblubieńca NMP w Warszawie na Kole. W parafii tej rozwinął bardzo bogatą działalność duszpasterską, zakładał i wspierał liczne wspólnoty formacyjne i modlitewne. Ustanowił całodobową adorację, która rozsławiła kościół na Kole i trwa do dziś. W latach 1990-2001 sprawował godność Naczelnego Kapelana Więziennictwa RP. Jest współtwórcą Bractwa Więziennego – grupy zajmującej się religijną i materialną pomocą więźniom i ich rodzinom.Od 2006 r. emeryt i rezydent przy swojej byłej parafii. Od 2007 r. ojc duchowny duchowieństwa Archidiecezji Warszawskiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz