poniedziałek, 3 listopada 2014

Po nazwisku

„Alfabet salonu” Krzysztofa Feusette, mistrza krótkiego felietonu nie tylko politycznego, czyta się dobrze, bo zawiera to, co tygrysy lubią najbardziej: złośliwe i sarkastyczne biogramy ludzi warszawskiego salonu, nazywanego czasem z amerykańska saloonem. 



A czymże jest ta dziwna instytucja? Sam autor tłumaczy, że to dziennikarze, artyści, naukowcy celebry ci, tworzący nieformalny Front jedności przekazu.

Wybór salonowców jest szeroki, od Baczyńskiego z „Polityki” (dziennikarza, według salonu, XX-lecia RP), po Żakowskiego (według Feusetta, przodownika prasy) z tejże, od leciwego Bratkowskiego (łowcy faszytów), po wciąż wyrywnego Wołka, fachowca od futbolu, od Czuchnowskiego (a, fe), po Wajdę (człowieka z wosku), od Czubaczkowej (a, kysz) po Środę (o, rzesz ty). Niestety, zabrakło, przynajmniej nam takich, figur, jak Passent i jego nowi wyznawcy, świeże nabytki salonu: Krasowski i Wróbel, ale to rzeczywiście druga liga. 

wd

Autoreklama "Salonu..." - nieco na wyrost - dodajmy - brzmi tak:

To stronnicze, skrajnie nieobiektywne i głęboko niesłuszne portrety członków nieformalnego komitetu centralnego prorządowej zjednoczonej partii antyobywatelskiej - dziennikarzy TVN, TVN24, TVP, Polsatu, „Gazety Wyborczej”, „Newsweeka” czy „Polityki”, a także ich ulubionych ekspertów i artystów, którzy zaprzedali talenty władzy. 80 sylwetek, mnóstwo cytatów i zabawno-ponurych anegdot

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz